piątek, 10 września 2021

Inspiracje oraz irytacje

 Ponad dwadzieścia lat już tkwię w bibliotece. Czy jestem z tego zadowolona?

Lubię te moje książki, nieustanne inspirowanie się tym, co w nich wyszperam, obcowanie z wielką różnorodnością refleksji, emocji, odkrywanie zaskakującej życiowej mądrości w książeczkach dla dzieci, czerpanie pomysłów z praktycznych poradników i tyle, tyle jeszcze...

Z drugiej strony - czy się już trochę nie wypaliłam? Czy to w moim wieku normalne, czy też świadczy o jakimś "zmęczeniu materiału", o jakichś nierozpoznanych ukrytych pragnieniach, by odmienić odrobinę swą bibliotekarską egzystencję..

Trochę (a nieraz baaaardzo!) nudna ta praca. Wymaga skupienia i uważności, a ja przez całe życie zmagam się z rozkojarzeniem i zdaję sobie sprawę, że jest to nie tylko cecha charakteru, ale też męczliwość spowodowana chorobą ukłądu nerwowego.

Złości mnie to, obniża poczucie własnej wartości, wywołuje żal i pretensje do samej siebie. Miewam już serdecznie dość.

Wymieniając w tytule postu "inspiracje" miałam na myśli czytywane w internecie blogi oraz artykuły psychologiczne.

Zetknęłam się z zagadnieniami autohipnozy, medytacji i przekonałam się, że są to pomocne narzędzia do odnajdywania siebie. Spróbowałam osobiście podobnych praktyk i już ich nie lekceważę jak dawniej. Szkopuł jest w jednym: wymagają cierpliwości w oczekiwaniu na efekty. Cierpliwości, konsekwencji i spokoju - ale czy cokolwiek wartościowego na świecie tego nie wymaga?

Inspirują mnie też i zachęcają, by iść w ślady autorek, blogi kobiet pełnych energii, optymizmu, radości życia. "Zapiski roztrzepane" tylko pozornie są blogiem o ubieraniu się. Edyta-Tara to chodząca energia, pogoda ducha, luz i kreatywność. Tylko brać przykład. Joanna Glogaza jest żywym przykładem brania życia w swoje ręce i odważnego realizowania swoich zamierzeń.

Kurczę, a przecież i one zapewne miewają katar, migrenę, kiepski dzień.

Dlaczego mam wrażenie, że miewam takowe częściej niż "normalni" ludzie.

Ja też chcę iść do przodu i mieć odwagę spełnić parę marzeń.

Ja też chcę zakosztować nowych aktywności, popróbować innej pracy i sprawdzić, czy mi odpowiada.

Chcę coś zmienić, a nie mam odwagi zacząć.

Aczkolwiek powolutku, powolutku - coś w tej sprawie robię.

Ale w tym tempie zdążę prędzej na Wesołą Górę* (na tej górze mieści się w naszym mieście cmentarz komunalny).


*Nazwa zapewne powstała przez przekorę, ale początek nadała jej karczma, która mieściła się tu w dawnych wiekach - o czym wiem, ze źródeł historycznych.

4 komentarze:

  1. Ot widzisz, ja bibliotekarka też zauważyłam, że moja praca mnie już tak nie absorbuje. Nuda, powtarzalność, biurokracja. Nadal lubię książki, nadal dobrze się czuję w bibliotece, ale już nie jest sednem życia, ani czymś, co doładowuje, dowartościowuje itp. Zostaję w pracy, bo wygodnie, emerytura za 6 lat, szukam tylko innych aktywności, poza pracą.
    Wiesz, to taka schizofenia trochę. W mojej głowie jest wizja mnie poukładanej i porządnickiej, a real jest taki, żem nerwuska nieogranięta :) Szybko się przebodźcowuję i bez choroby układu nerwowego. I wtedy monotonia i powtarzalność są miejscem gdzie odpoczywam jednak, czasem narzekając na nudę :)
    Ten dziewczyny na blogach pokazują tylko swoje fajne strony, to ich bajki. Błędem jest myśleć, że ich życie będzie pasować nam. My mamy swoje. Ostatnio wybrałam się na warsztaty tylko po to, by pobyć z ludźmi, zmienić otoczenie. Wcale nie po to by się czegoś nauczyć. Bosze, jakie to było fajne. Nic nie oczekiwać, nie wymagać i poprostu popłynąć.
    Nie ma normalności, wszystko jest subiektywne ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, ja utknęłam w dziale opracowań, brakuje mi kontaktu z ludźmi. Ale cóż... Praca stabilna, a to ważne.
      Też się szybko przebodźwowuję i mniej mogę niżbym chciała. I też latami wpajany miałam ideał porządnickiej, zorganizowanej, a jestem roztargnioną bałaganiarą.
      Co do radosnych dziewczyn na blogach, rozsądek mówi mi, że to tylko część ich osobowości.
      Najbardziej wkurza mnie właśnie to, co napisałam o Wesołej Górze. Zanim mnie tam powiozą, chciałabym jeszcze co nieco zrealizować.

      Usuń
    2. Marta, no weź :) U nas się mówi: za Kołodkę, bo to ostatni dom przed cmentarzem i mieszkał tam pan Kołodko.
      To realizuj, a co cię trzyma poza samą sobą? A ze sobą można się dogadać. Poza tym lista marzeń nie wyryta w żelazobetonie, można modyfikować :) No chyba, że wyryta, to wtedy kicha...
      Inni wcale nie mają lepiej, tylko inaczej. A i tak są tacy sami jak ty i ja.

      Usuń
  2. Kocham panie bibliotekarki. Najchętniej kocham te pokryte kurzem i w rogowych okularach.
    Nic nie zmieniaj ;)

    OdpowiedzUsuń