Dziwnie tak się przerzucić w zupełnie inny nastrój, ale i o moim pociesznym synu pragnę napisać.
Syn ma kuzyna-rówieśnika. Od urodzenia chłopaki wychowują się w bliskim i częstym kontakcie.
Cieszy mnie to, bo syn nie ma rodzeństwa, więc innych więzi nigdy dość.
Tenże kuzyn wstał kiedyś raptownie z wersalki w pokoju Miśka (tak go kiedyś na blogu nazywalam, więc niech nadal tak będzie), a że jest wysoki, rozbił głową klosz żyrandola.
Rodzice kuzyna obiecali kupić za to jakąś "bajerancką" lampę, choć prostestowałam, że nie trzeba, że przecież to tylko wypadek, który mógł się każdemu zdarzyć, a nowy klosz mogę sama kupić, nie taki to majątek.
Koniec końców, Misiek lampę otrzymał i wczoraj szwagier przymocował mu ją do sufitu i podłączył
Chcąc się odwdzięczyć, podałam synowi butelkę wina ze słowami: "Daj to wujkowi i podziękuj".
Mój prostolinijny syn zwrócił się do szwagra:
WUJEK, TO DLA CIEBIE, BO MAMA DOSTAŁA WINO OD KOLEŻANKI, A NIE MOŻE PIĆ.
Aaaaaaa!!!
Wyjaśniam już, o co chodzi z winem i moim niepiciem:
Rzeczywiście wręczyła mi je koleżanka za pewną przysługę (koleżanka, żeby było zabawniej, jest sprzedawczynią w sklepie monopolowym), a ja rzeczywiście z powodu zażywania zwiększonej dawki leków nie tykam alkoholu, dopóki ich nie odstawię. Ale wujek nie musi o tym wiedzieć, co też powiedziałam synowi.
A Misiek szczerze zdziwiony: "A co ja złego powiedziałem?"
Napisałam potem do szwagierki i wyjaśniłam gafę, dodając, że gdybym tego wina nie miała, kupiłabym.
Koniec końców - miałyśmy ubaw :)
A lampa bajerancka jest, że hej! Sterowana pilotem, można zmieniać kolory jej światła oraz natężenie. Bardzo się podoba Miśkowi i jego "starej matce".