czwartek, 22 sierpnia 2019

Pamięci Asi

Zmarła Asia, podopieczna pewnej fundacji, z którą i ja nawiązałam kiedyś kontakt. Miałam okazję osobiście poznać Joannę - otwartą, rozmowną i pogodną, budzącą sympatię kobietę.
Chorowałyśmy na to samo, lecz jej stan był znacznie poważniejszy, a w ostatnich latach - dramatyczny (zresztą kiedy nie był dramatyczny?), rozpaczliwy.
Jej rodzice walczyli o życie córki z całych sił, stawali na głowie, dokonywali cudów przedsiębiorczości i kreatywności. Ich córka żyłaby znacznie krócej, gdyby nie ich poświecenie i walka o córkę - dla mnie bohaterska.
Tak mi żal, taka jestem bezsilna... Tak brak  mi słów, by wyrazić swoje współczucie dla rodziców.
I tak trudno nie pomyśleć o sobie, swoim chorowaniu, choć może to małoduszne...

Asi życie było już takim pasmem cierpienia... Mam nadzieję, że po drugiej stronie śmierci znalazła ukojenie, spokój i sens.

Śpij, Asiu... Odpoczywaj, kochana.


piątek, 16 sierpnia 2019

Mistrzyni zorganizowania

Skan-DAL!Tak właśnie - z akcentem na drugą sylabę w chwilach oburzenia wykrzykiwał pewien sympatyczny stażysta z mojej pracy.
Jako rasowy nocny marek pokręciłam się po domu do grubo po północy, a oczęta błękitne otworzyłam w okolicach godziny trzynastej. Wcześniej budziłam się na chwilę, po czym znowu przysypiałam niewypowiedzianie szczęśliwa, że nie muszę dziś zrywać się do pracy. Rozkoszowałam się tym do nieprzyzwoitości.
Teraz za to jestem rozmamłana i niezadowolona, bo uciekło tyle dnia, bo za chwilę ten dzień się skończy, a taki pogodny, letni, zachęcający do chwytania go pełnymi garściami.
Przecieka mi życie przez palce. Jestem niezorganizowana, nie wiem, czego chcę, tyle mam planów, tyle chęci, ale gdy przychodzi do konkretów - osiołkowi w żłoby dano!
I milion przeszkód prawdziwych oraz wyimaginowanych. Kłody pod nogi, własnoręcznie wznoszone barykady... Nie chcę wdawać się w szczegóły, bo to dawanie świadectwa własnej niekonsekwencji i niepozbierania. Fakty są jednak takie a nie inne: chciałabym żyć inaczej, trochę zmienić to swoje życie, a tkwię w miejscu. Życie płynie, wzywa - a ja śpię do południa. To takie symboliczne i symptomatyczne.

***
Zarosła mi działka wstrętnymi chwaściskami. Walczyłam z nimi, ale rosły szybciej niż byłam w stanie wytrzymać na działce w te upały. Wieczory z kolei były tak pełne komarów, że omal  nie oszalałam pracując nad odchwaszczaniem.
Zamierzałam dziś wyskoczyć do miasta po... sierp, ale że spałam do południa, zrezygnowałam z tego pomysłu. Mieszkam teraz nieco na uboczu, więc każde wyjście do miasta to niemal wyprawa, przepadam na kilka godzin. Gdy wrócę z tych rozprażonych betonów, już nic nie będzie mi się chciało robić w domu. Postanowiłam zatem zostać, umyć okna, wciąż na nowo brudzone łapkami kotów, zrobić jakieś pranie. I jutro cieszyć się wolną sobotą, wyprawą do miasta i może za miasto.
Tak lubię porę odchodzącego lata...

***
P.S. Napisałam ten post, zatwierdziłam i nagle sobie uświadomiłam przyczynę rozmamłania: a jakże, do licha, mam się czuć pełna zapału do działania, skoro z fizycznym samopoczuciem nie wszystko jest w porządku. Czasami sama nie zauważam, że kręci mi się w głowie i mdli, że śniadanie nie posłużyło i zalega w żołądku kamieniem- te uroki wieku i chorowania!
Nie chcę, naprawdę nie chcę roztkliwiać się nad sobą, wiele lat żyłam "olewając" swój stan zdrowia, nie chciałam być traktowana jak chore biedactwo, a jednak rzeczywistość mnie dopada.
Ale ja nie chcę, nie chcę, nie chcę, by moje życie dyktowała choroba!!!
Ale choroba moje protesty ma w nosie.
Cóż... Idę coś na dolegliwości zaradzić. A potem będę sobie kobietą domową.
Nic na siłę, wszystko młotkiem (to też powiedzonko znajomego)... albo sierpem :)

środa, 14 sierpnia 2019

Przebudzona nieco wena

 Po fali upałów dziś dzień szary jak... mysie futerko w Mysiej Dziurze.
Spodobało mi się tak nazywać moje malutkie mieszkanie. Można się w nim zaszyć przed światem, utulić i przytulić się do jakiegoś miękkiego koca.
Moja wena nadal drzemiei, ale dziś jakby się nieco ocknęła.
Wiele gadać nie będę. Wysyłam Wam odrobinę słońca na przekór szarości. Własnego mojego siewu! Choć żaden to wyczyn, satysfakcja niemała.
 

Z perspektywy Mysiej Dziury słoneczniki najpiękniej prezentują się w obramowaniu okna pokoju syna, choć to akurat zdjęcie pstryknęłam z salonu.




 ...oraz na dowód,  ile w szarości urody:


Tę fotkę wykonałam jesienią w drodze do pracy. Widok niczym z japońskiej wycinanki!



Po południu może się rozgadam? :)



P.S. A skoro już zebrało mi się na wklejanie fotek - floksy już kwitną! Te sfotografowałam pod blokiem rok temu i chętnie spoglądam na nie w pochmurne dni:

Czyż  te barwy nie oddziałują antydepresyjnie?



A to pole maków spotkałam kiedyś za miastem na rowerowej przejażdżce.

Marzy mi się przenieść to zdjęcie na papier i powiesić w salonie, choć nie jest artystycznie doskonałe

czwartek, 8 sierpnia 2019

Pozdrowienia z mysiej dziury!

Odrzuca mnie ostatnio od bloga. Nie chce mi się pisać, choć dawniej tak to lubiłam. Mam wiele do powiedzenia, ale sobie, nie światu, bo najwięcej i najważniesze dzieje się teraz wewnątrz mnie. Dużo rozmyślań i emocji wszelkiego, ale to wszelkiego rodzaju. Sporo zmęczenia i rozterek, irytacji codziennością i pragnienia zmian. Co i czy z tego wszystkiego wyniknie, pokaże czas.
Na razie chowam się w mysią dziurę, skąd serdecznie pozdrawiam :)