No i jeszcze o synusiu moim słówko.
Ma już 16 lat, urodziny za pasem. To już właściwie syn, nie synuś, ale niech mu będzie... :)
Mój "tyci-maluci"... metr osiemdziesiąt z hakiem! :)
Kocham go jak zawsze ogromnie, ale to dziś miłość pełna wyzwań.
O wiele łatwiej kochać maluszka. Takiego całego mamusinego, ufnego, niewinnego.
To też przyczynia się do mojego średniego ostatnio nastroju.
Czasami to samotne macierzyństwo smakuje bardzo gorzko.
Wybaczcie smutki. Mam nadzieję, że jeszcze będzie tu optymistycznie.