wtorek, 30 listopada 2021

Synuś

No i jeszcze o synusiu moim słówko.

Ma już 16 lat, urodziny za pasem. To już właściwie syn, nie synuś, ale niech mu będzie... :)

Mój "tyci-maluci"... metr osiemdziesiąt z hakiem! :)

Kocham go jak zawsze ogromnie, ale to dziś miłość pełna wyzwań.

O wiele łatwiej kochać maluszka. Takiego całego mamusinego, ufnego, niewinnego.

To też przyczynia się do mojego średniego ostatnio nastroju.

Czasami to samotne macierzyństwo smakuje bardzo gorzko.


Wybaczcie smutki. Mam nadzieję, że jeszcze będzie tu optymistycznie.

Przegrana potyczka

Przegrać znaczy nieraz wygrać. Bo przegrywa się bitwę, niekoniecznie wojnę.

Ale ile jeszcze tych przegranych bitew przede mną?

I dlaczego mam wrażenie, że tylko ja przegrywam? Nie inni.


Ech, marudzę.

Niech już spadnie śnieg, będzie weselej,jaśniej, piękniej.

Cisza.

 Ile razy trzeba zaczynać od nowa?

Nawet jeśli nie zdarza się radykalna katastrofa, rewolucja.

Wystarczy, że zniknie z pola widzenia ktoś, do kogo zdążyłam się przyzwyczaić.

Niepożądany w gruncie rzeczy, nieodpowiedni, nieraz posyłany w myślach i w głos do wszystkich diabłów. Ale wciąż uparcie wracający.

A jednak stanowiący punkt codzienności, fragment krajobrazu niemalże.

A jednak czas leciał, kawa smakowała...

Nie ma cię (mała litera zaimka nieprzypadkowa) wreszcie. Raptem dwa dni nie ma, telefon milczy, nawet blokowanych połączeń brak. Tego chciałam - więc dlaczego tak cicho i pusto?

Przyzwyczajenie? "Zespół odstawienia"?

Znowu się trzeba przyzwyczajać do ciszy.

A ona aż w uszach dzwoni czasem.


Próbowałam zerwać niezdrową relację,ale znajomy ani myślał ugodowo się wycofać, więc tolerowałam, wytyczywszy pewne granice.

Zaczął coś wreszcie zmieniać w swoim życiu i nie ma już dla mnie czasu.

To dobrze, tak lepiej, tak zdrowiej.

Tylko dziwnie jakoś.