Piątek trzynastego. Żartuję, że mnie się nie ima, bo przebyta choroba pozwoliła mi chyba odpokutować grzechy całego życia.
Jak mało trzeba człowiekowi do szczęścia przekonuje się każdy, kto po kilku dniach bólu żołądka odważył się wypić kawę na czczo - I NIC GO NIE BOLI!!!
Boże, jak cudownie!
U Zenzy poczytuję o kotach i myślę, jakby to fajnie było mieć takiego mruczącego przyjaciela. Na długie zimowe wieczory na moich kolanach i do asystowania latem, gdy wieszam prawnie na podwórku. Niestety, czasy się zmieniają, a wraz z nimi warunki dla zwierzaków.
Stwierdziłam, że dziś zwierzak to rodzaj luksusu. To nie tak jak dawniej, gdy kot eksplorował okolicę, wracał do domu nad ranem z naderwanym uchem i dostawał mleka od krowy oraz resztki z obiadu, a niedobory diety uzupełniał polnymi myszami. Dzisiejsze koty raczej nie piją mleka krowiego, a włóczenie się po okolicy najczęściej przypłacają życiem pod kołami samochodów.
Kastrowane i sterylizowane koty podobno się nie włóczą, ale też mają ponoć większe wymagania żywieniowe. No i jakoś mi ich szkoda, że takie... bez kociego ducha dzikości i wolności.
W moim mieszkaniu utrzymanie kota wewnątrz jest mało realne. Mieszkam na parterze, otwieram latem okna i drzwi, zresztą żal mi kotów które żyją jak w więzieniu, choć pewnie akceptują swój los, nie znając innego. Po zaginięciu ostatniego kota zdecydowałam, że rezygnuję z tej fanaberii. Psa natomiast nie chcę, bo zbyt wiele czasu spędzam poza domem, zwierzak nie byłby szczęśliwy całymi dniami sam.
Pogłaszczę sobie Sonię, uroczą suczkę sąsiadów :)
Ach, i byłabym zapomniała... Leszczyna już kwitnie! Widziałam w poniedziałek.