niedziela, 29 sierpnia 2021

Dzień rozpieszczania Marty :)

 Pogoda barowa, jak to się zwykło mawiać. Dobra na kocyk i morze herbatki. I mruczącego kota na kolanach.

Nie najlepiej się czuję i rozważam dylemat: wziąć tabletkę na ból brzucha i działać jak w reklamach, które wmawiają nam, że można żyć w wiecznej szczęśliwości, a jedyną słuszną postawą jest aktywność i wydajność, czy też położyć się i pozwolić sobie na luksus nicnierobienia i bycia sobie taką mniej idealną, taką jak mam ochotę. I chyba wygra ta druga opcja. Przecież jest dzień wolny od pracy ; po co mam się truć lekami, skoro można sobie pomóc inaczej? Będzie kocyk i ocean herbat. A jak się poczuję lepiej - naprędce sklecę obiad.
Idę się zdrzemnąć zatem.

piątek, 27 sierpnia 2021

Puste miejsca

 Powiadają mądrzy ludzie, że nic w  życiu nie dzieje się przypadkiem.

Zatem dzisiejszy smętny wieczór jest mi potrzebny. Przyglądam się tym potrzebom.

Zrezygnowałam z forum internetowego, które na kilka dobrych lat mnie w sporym stopniu pochłonęło. Do pewnego momentu służyło mi to, zaspokajało potrzebę rozmów, towarzystwa, poprawiało samopoczucie, choć i niekiedy mocno psuło. Pisząc publicznie wystawia się człowiek na ocenę i nieprzyjemną często krytykę. Obnaża swoje słabości.

Zrezygnowałam, bo za dużo zabierało mi czasu, bo czułam, że już mnie nie rozwija, nie wnosi niczego nowego, że staję się bardzo wtórna. Że wzywa realne życie, że chcę mieć więcej czasu na to, co prawdziwe.

Dziś czegoś mi brakuje. W takich chwilach pomagało forum, a teraz trzeba sobie poradzić bezs znieczulenia i kojących plastrów. To dobra okazja, by przyjrzeć się sobie.

Doceniam poczucie braku. Mobilizuje mnie do zastanowienia się nad sobą. Nad tym, co pragnę wstawić w puste miejsca, czym wypełnić swoje życie, by było autentyczne. By było takie naprawdę moje, wybierane z upodobaniem, przekonaniem jak ten niebieski koc, o którym pisałam w ostatnim poście.

Ten niebieski koc ma dla mnie wymiar symboliczny.

O prokrastynacji, skąpstwie i niebieskim kocu.

Powoli mi idzie, mozolnie. Ten cały proces walki o siebie, zmieniania niebudujących przekonań...

Z lekka mnie to irytuje, bo życie ucieka, a chciałabym zdążyć, zanim mi ktoś prąd wyłączy w środku dnia. Podobno jednak trzeba zaufać...

W marcu odeszła pierwsza koleżanka z mojej licealnej klasy. Mądra, dobra, wartościowa osoba, z którą przez tyle lat obiecywałam sobie wznowić kontakt. Nie zdążyłam, za długo się guzdrałam, za bardzo sobie wmawiałam, że nie teraz, że nie warto tak po łebkach, między gotowaniem obiadu a zapędzaniem dziecka do lekcji, rozwodzeniem się z mężem i całą tą resztą, która tu i teraz.

A tu i teraz jest - TERAZ! TU! Chcesz napisać list do przyjaciela, zagadnąć tego przystojniaka z sąsiedniej klatki schodowej? To tu i teraz! Nie czekaj na okazję, sposobność - sam(a) sobie je stwarzaj i dawaj!

Jestem paskudnym prokrastynatorem, całe życie zwalczam lub oddaję się, na przemian, swoim skłonnościom do odkładania na później spraw, nawet tych potencjalnie przyjemnych. A bo jakoś tak... Może kiedy indziej będzie lepiej? 

OTÓŻ NIE, NIE BĘDZIE.

Moja sympatia do aktywnego spędzania czasu kłóci się często z równą sympatią do nicnierobienia, wylegiwania się na kanapie z herbatą i laptopem. Dawniej rzadziej laptop zastępował mi książkę, ale ostatnio zbytnio mi je wyparł. Nie jestem tym zachwycona i staram się trochę to zmienić.

Obserwuję, pomimo wszytko, zmiany na lepsze w swoim myśleniu. Tylko zachłannie chciałabym więcej :)

Większość życia spędziłam mając "za uszami" gadanie dorosłych do Marty-dziewczynki, Marty-nastolatki, Marty-młodej dorosłej: "To nie dla ciebie", "A jak ty sobie poradzisz?", "A tobie to już się całkiem w głowie przewróciło". Uczona byłam doceniać, dziękować, nie grymasić.

Uczona byłam, że nie potrafię, nie mogę, że jestem niewystarczająca... Próbowano mnie chronić, ułatwić życie - skądinąd był to wynik troski.

Tyle, że mi ciasno w tym schronieniu. Wyjrzałam odrobinę poza nie i co się okazuje? Na niewielką skalę - ale to przecież nie bez znaczenia - spełniłam kilka swoich potrzeb i marzeń.

Okazało się, że byłam w stanie osiągnąć pewien cel, coś ważnego załatwić. Poprosić też o pomoc i otrzymać ją.

Okazało się, że niektóre rzeczy przychodzą ot, tak - lekko. Wystarczyło otworzyć się na to.

Tak jak wczoraj, gdy zachwyciłam się rękodziełem przy straganie i niespodziewanie otrzymałam ozdobną szkatułkę od sympatycznego kramarza. Zakłopotana byłam bardzo, bo przecież wcale nie prosiłam.




Okazało się, że nieprawdą jest wieczne przeświadczenie, że nie stać mnie na sprawianie sobie prezentów, np. na ładne zasłony do pokoju, na błękitny koc. Kiedyś popadłam w tak absurdalne skąpstwo, że nawet kupując sobie lody, spotykając się z koleżanką w kawiarni, dręczyłam się wyrzutami sumienia. W minionym roku pozwoliłam sobie na całkiem sporo  i jakośn nie głodowałam, nie poszłam z torbami. I wreszcie mam w w domu taki koc, jaki mi się podoba, a nie z przypadku, bo np. teściowa oddała mi swój niepotrzebny brązowy (nie obrażając, broń Boże teściowej, ale czy nie mam prawa od brązowego woleć niebieski? Brązowy też się przyda, jak nie mnie, to komuś innemu).

Tak chcę żyć, to jest spójne z tym, co pisałam w ostatnim poście: po swojemu, tak jak NAPRAWDĘ mi się podoba.

Chcę "czuć" swój koc, swój płaszcz, swój dom i swoje życie. SWOJE.




środa, 25 sierpnia 2021

Dziękuję Bogu!

...Kimkolwiek, jakikolwiek, gdziekolwiek jest - dziękuję!

Przepełnia mnie dzisiaj wdzięczność za udany dzień. Za spontaniczny wypad z koleżanką, za spacer po lesie, za wartościowych dobrych ludzi, których dane mi spotykać.

Za mój dom, za spokój, za to, że żyję jak chcę, jak mi się podoba, w zgodzie z sobą.

...Mam dwie koleżanki - powiedzmy: Zosię i Gosię.

Zosia się rozwiodła, chwilkę pobyła sama, a potem ponownie wyszła za mąż. Nie poznali się dobrze przed ślubem, on narzucił szybkie tempo, ona uległa. Oboje pragnęli wsparcia i towarzysza życia. Przed ślubem on zabiegał, było miło i rozrywkowo. Po ślubie - codzienność, proza życia... On okazał się innym człowiekiem niż ten pogodny i miły mężczyzna sprzed ślubu. Intelektualnie "cieniutki", nerwowy,  apodyktyczny. Ona zgasła, posmutniała, kiedyś rzadziej, a teraz właściwie przy każdym spotkaniu żali się, że nie jest tak, jak sobie wyobrażała, wymarzyła. Jest od niego uzależniona finansowo, bo za jego namową rzuciła nie najgorszą pracę w obcym mieście.Wróciła do rodzinnego na jego prośbę, a on nie poświęcił niczego, pozostał w wygodnej dla siebie sytuacji. I teraz - przysłowiowy klops. Ona bez pracy, za to z pogarszającym się zdrowiem, bo swoje lata już ma, i z mężem, który ją męczy, irytuje, z którym nie ma wspólnego języka.

Gosia od lat jest żoną alkoholika, który zupełnie jej nie szanuje. Jest zmęczona, wręcz wyczerpana, a to nie jest osoba bez zasobów życiowej energii. Ma już dość małżeństwa. Chętnie by się rozwiodła, ale powstrzymuje ją strach przed radykalną decyzją, obawy na wyrost.

A ja - jestem singlem po przejściach i za mój spokój, niezależność dziękuję dzisiaj Bogu.

Spędziłam dzisiaj pięknie czas w kobiecym gronie, toczyłąm ciekawe i ważne rozmowy, zbierałąm w lesie grzyby i ostatnie jagody. Oddychałam pełną piersią.

Teraz otulam się niebieskim kocem, którym zachwycił mnie w szmateksie, głaszczę kota, słucham muzyki. Dokładnie tak jak chcę, a nie jak mi ktoś narzuca.

Oczywiście wierzę, że i w związku można zachować wolność, i tylko takiego chcę. Wolność nie znaczy brak zobowiązań, ale możliwość bycia sobą.

Teraz jestem wolna, nieważne czy w związku, czy bez. Ale wolna.

Dziękuję, dziękuję, dziękuję.


Za takie lśniące granatem żuczki też:








I za barwne muchomory:





I jagody, których uzbieraną garstkę dodam jutro do omletu na śniadanie:








poniedziałek, 23 sierpnia 2021

Bez energii - ale czy to źle?

Brakuje czasem kogoś, kto tego przysłowiowego kopa w zadek da.

Kto powie: "Chodź, mała, pójdziemy na spacer".

Kto pomoże "ogarnąć" urlopowy wyjazd, wyszukać kwaterę, załatwić formalności, wybrać dogodne połączenia komunikacyjne.

Kto podpowie, zachęci...

Kto samą obecnością przyda energii i zapału.

Tak wiem, zakochanie i motywacja mają cechę wspólną (rano tę mądrość wyczytałam): przemijają i bez własnego wysiłku się nie obejdzie, by je utrzymać.

Tak wiem, jestem dużą dziewczynką, a duże dziewczynkiczny potrafią sobie radzić.

Zaczęłam dzisiaj urlop. Myślałam o wyjeździe, a tymczasem - sakramencko mi się nic nie chce.

Tylko dużo spać pod pięknym niebieskim, nabytym w sobotę kocem.

Tylko mieć czas dla siebie i zwolnić codzienne obroty.

Oddychać, czytać ksiażki i pić herbatę pod tym błękitnym kocem. Herbatę z sokiem.

A może gdy tak spędzę dwa, trzy dni, przyjdzie mi ochota na coś więcej?

Nie wykluczam.

Dzisiejszy dzień spędzę tak jak w marzeniach powyżej. Tego mi trzeba, nawet deszczowa pogoda mówi mi: Tak! Tak! Tak!

Niemal dosłownie, bo wystukuje jednosylabowymi kroplami na parapecie ☺

wtorek, 17 sierpnia 2021

Dobrze, że jesteś.

 Dobry miałam dziś dzień.

Rzadko mówię ludziom w trudnej sytuacji, co mają robić, bo obawiam się tzw. włażenia z butami, ale czegoś się przez wszystkie lata doświadczeń nauczyłam: czasami wystarczy zadać kilka pytań, poddać ewentualności, a rozmówca sam sobie odpowiada na własne pytania.

Poczułam się bardzo wyróżniona i doceniona przez koleżankę, która przez telefon powiedziała: "Tobie ufam, muszę ci coś powiedzieć". Zwierzyła mi się z bolesnych spraw, niełatwych problemów, zawiedzionych nadziei. Coś ostrożnie zasugerowałam, bo wiem nie od dziś, z czym się zmaga, wyraziłam gotowość do wsparcia, wiarę w jej możliwości i bycie po jej stronie.

W nagrodę przeczytałam wieczorem wiadomość : "Dobrze, że jesteś".

"Dziękuję. I wzajemnie" - odpisałam.

Dobrze jest czuć, że komuś dobrze, że jestem. To dla mnie zaszczyt.


Nowy domownik zamieszkał  z nami w ostatnią niedzielę.

Maleńki kiciuś, podobno kociczka. Biało-czarna, łaciata jak cielątko, więc dla żartu nazwałam ją Mućka.




wtorek, 10 sierpnia 2021

Nocne zapiski

Wracam,bo potrzebuję swojego prywatnego blogowego zakątka.

Boję się trochę pisać o osobistych sprawach, choć to mnie obchodzi najbardziej.

Miałam dzisiaj długą, szczerą rozmowę z kimś, kto był mi bliski i w pewnym sensie nadal jest.

Teoretycznie powinnam w imię szacunku do siebie zerwać zupełnie tę znajomość, a jednak... nie czuję tego, wciąż widzę w nim człowieka. Błądzącego, mocno niedoskonałego, ale nie bez potencjału.

Nie odważę się zbyt blisko do siebie go dopuścić, nie odważę się zaufać, postawiłam granice. A jednak coś dla mnie znaczy i będzie znaczyć zawsze.

Nie wiem, na ile mogę wierzyć słowom tego człowieka, ale dziś widziałam... właśnie człowieka. Świadomego swojej niedoskonałości i słabości, swoich błędów i... prawdziwego.

Mocno jest niedoskonały, a jednak zaznałam z jego strony więcej ciepła, uznania i szacunku niż z moim niby porządnym mężem.

Szkoda, że nie mogę zaufać i na nim polegać.

Szkoda, że nie da się tego wszystkiego uprościć, jednoznacznie ocenić. Byłoby łatwiej.

Ale to przez takie nieoczywistości życie tak fascynuje.