https://www.youtube.com/watch?v=Xig6Xngzpgo
Piękna piosenka.
Zachwycam się Jarosławem Chojnackim od przeszło dwudziestu lat, ale dopiero kilka dni temu miałam okazję obcować z jego muzyką na żywo, podczas koncertu. Towarzyszył mi dawny kolega mojego byłego męża, któremu przybliżyłam tę muzykę i tego artystę. Niestety, przez niego smutno mi teraz, gdy słucham...
Kolega to świeża sprawa. Nie chcę się nad nią nadmiernie rozwodzić, ale przyznaję, że niełatwo mi przejść do porządku dziennego, że zabolał zawód.
Jesienią potrzebowałam pomocy przy instalacji elektrycznej. Ponieważ szukałam oszczędności, nie chciałam zatrudniać fachowca, ogłosiłam na Facebooku, że poszukuję kogoś, kto się na tym zna. Odpowiedział mi kolega byłego męża.
Sądziłam, że przyjdzie, zrobi swoją robotę, ja odwdzięczę się jakimś piwem czy innym trunkiem i będzie po sprawie. Tymczasem kolega zaczął dawać mi bardzo konkretne sygnały zainteresowania. Nawet wprost mówił, że chciałby ze mną być. Nie były mi obojętne te zaloty, choć do jego osoby odnosiłam się mocno sceptycznie ; były nigdy dobrze o L. nie mówił.
Okazało się jednak, że L. potrafi być uczynny, miły, szarmancki. Pomógł mi wiele w związku z tym nowym mieszkaniem: zmontował meble, podpowiedział, gdzie i jak zakupić opał na zimę, pomógł przewieźć.Do tego podobała mi się jego inteligencja, optymizm i energia. Facet, jak to się mówi, z ikrą. Uwielbiam też, a rzadko spotykam mężczyzn, z którymi mogę toczyć intelektualne przekomarzanki, gierki słowne, inteligentnie i z polotem flirtować. No i Kaczmarskiego lubił, i wiedział, kto to Poniedzielski. A na dodatek nieszpetny z niego mężczyzna.
Stopniowo jednak czyniłam coraz więcej niepokojących obserwacji.
Pan za kołnierz nie wylewał. Nie było to zwykła chęć "chlapnięcia" sobie przy pracy. Odchodził mocny alkohol. Wiedziałam też, że jakoś nie układało mu się w poprzednich związkach, że coś jest na rzeczy. Widziałam, że pożycza pieniądze i nie sposób doprosić się go o zwrot. Niestety pod wpływem wdzięczności i sympatii dałam się i ja, pomimo wahania namówić na pożyczkę. Czy muszę dodawać, że tyle swoje pieniądze widziałam?
Szczytem wszystkiego była rozmowa z jego rzekomą partnerką (do dziś nie wiem: byłą czy równoległą). Bez trudu odnalazła mnie w pracy (w końcu jest się na Facebooku, a odkryła zapis naszych zdawkowych rozmów w jego telefonie, ja zresztą nie mam nic do ukrycia). Przedstawiła mi L. w skrajnie negatywnym świetle, co potwierdziło moje obawy.. Potem odezwała się matka. Jak już matka (którą skądinąd znam) ostrzega przed własnym dzieckiem, to sprawa musi być poważna.
Toteż postanowiłam zakończyć znajomość z L. Odbyłam z nim poważną rozmowę. Nie oponował, choć tego się obawiałam. Owszem, przymilał się trochę, ale ostatecznie problemów nie robił.
Było mi trochę potem przykro, samopoczucie i nastrój pogarszała choroba (jak się później okazało), która sprawiła, że w marcu trafiłam do szpitala. W ogóle zima w nowych warunkach (piec, opał), po trudnych przejściach (śmierć byłego, różne inne kłopoty) była dla mnie koszmarem.
Powoli jednak wszystko zaczynało się układać. Nauczyłam się palić w piecu i utrzymywać ciepło w domu. Stopniowo załatwiałam różne trudne sprawy w urzędach i "odfajkowywałam" kolejne punkty na liście obowiązków.. Wreszcie nawet zdrowie podreperowałam w szpitalu, do którego skierowała mnie moja reumatolog.(choruję przewlekle od kilku lat na reumatyczną chorobę wynikłą z autoagresji organizmu). Czułam przypływ energii i optymizm.
I wtedy diabli nadali L. Cóż mnie podkusiło, żeby zgodzić się na spotkanie? Chyba chęć, by solidnie "nawrzucać" koledze i powiedzieć, co o takich myślę.
Kolega przepraszał, tłumaczył, wyjaśniał. Nie byłam wcale skłonna uwierzyć, ale diabeł mnie podkusił przyjąć kwiaty na Dzień Kobiet, poczęstować herbatą (nie od razu, ale odwiedził mnie w domu). Był miły, ciepły, mówił rzeczy, których nigdy nie słyszałam od męża, zapewniał, że zwróci mi dług. Pomagał mi w kuchni, świetnie gotował. Od czasu do czasu przyniósł mi owoce lub czekoladę - miłe gesty.
Zmiękłam, postanowiłam zachować czujność, ale spotykałam się z panem L. Pieniędzy już ode mnie nie wydębił, ale zauważyłam, jak często mija się z prawdą w rozmowach z matką, kolegami, jak kombinuje i mataczy. Otwarcie mówiłam, co mi się nie podoba. Zawsze miał jakieś wytłumaczenie. Jednak przeczuwałam, że coś wkrótce runie. Stałam się podenerwowana, zaczęłam na niego fukać, dystansować się, ale nie byłam gotowa do ostatecznego zakończenia całej tej historii. On opowiadał, że wyjeżdża do pracy i wróci za parę dni. Byłam pewna, że nie dotrzyma słowa, wiedząc o tym, nie przyspieszyłam rozstania, powiedziałam sobie, że wtedy będzie już wszystko jasne.
No i pojechał. Nie przyszedł się pożegnać, jak obiecywał. Nie zawiadomił o powrocie, bo powrót po prostu nie nastąpił. Zwiał bez słowa.
Wysłałam mu wiadomość, żeby raz na zawsze wyniósł się z mojego życia. Ze chociaż wiedziałam, że na niego trzeba uważać, podkusiło mnie spróbować, ale teraz już nie mam wątpliwości. Nie sądzę, żeby przejął się tą wiadomością, ale potrzebowałam sobie ulżyć.
No i znowu jestem sama. Nie dramatyzuję, mam już spory trening i staż w byciu singlem. Jednak bardzo łatwo się przyzwyczaić do czyjejś obecności, do przyjemności, bo mimo wszystko nie brakowało nam miłych chwil. Tak dobrze jest po prostu do kogoś się przytulić.
Dopadło mnie poczucie pustki i osamotnienia. Nie poddaję się, ale nie zaprzeczę, że tego doświadczam. Zwyczajnie, po prostu smutno mi trochę. Biorę na rozum, tłumaczę sobie jak tłumaczyłabym własnej córce i czekam na jaśniejsze, weselsze dni. Bo na razie chłód i chmury nie pomagają poczuć się lepiej.
Gdyby nie pretensje do siebie, że pozostawiłam uchyloną furtkę nieodpowiedniemu człowiekowi, nie żałowałabym tej znajomości. Okazało się, że jeszcze mogę się podobać, podbudowałam swoją nadwątloną kobiecość i przez chwilę cieszyłam się bliskością.drugiego człowieka. Przez chwilę było naprawdę fajnie.
Następnym razem jednak nie przymknę oka na wątpliwości. Brakowało mi ciepła i na to, niestety, "poleciałam.".
https://www.youtube.com/watch?v=V9abFdcZNLk