czwartek, 21 marca 2019

Kilka nowin

Garsteczka nowinek dla "starych" Czytelników.
Nie jestem już mężatką. Do niedawna byłam rozwódką, a od sierpnia, niestety, jestem także wdową. Śmierć byłego męża, po długich i ciężkich cierpieniach (bez grama ironii) była zaskakująco ciężkim przeżyciem. Nie sądziłam, że po kilku latach rozłąki, licznych żalach, złościach będę go opłakiwać. Po kilkumiesięcznym niewidzeniu, kiedy to pielgrzymował po szpitalach, widok wyniszczonego chorobą, bliskiego kiedyś człowieka był wstrząsający. Wraz z jego bratem i matką oraz moim synem towarzyszyłam mu na tej "ostatniej prostej". Płakałam nie z tęsknoty, ale z żalu nad jego cierpieniem i przedwczesnym zgonem. Sceny ze szpitala wracają do mnie często.
Jeszcze za życia ojca musiałam zawalczyć w sądzie o przyznanie miejsca stałego pobytu syna przy mnie. Wiedzą dawni znajomi, że uszanowałam miłość Miśka do ojca i zgodziłam się, by mieszkał z nim po rozwodzie. Jednak jakiś rok przed jego śmiercią nastąpił między nimi jakiś poważny konflikt, w wyniku którego Młody (pozwolę sobie tak go tutaj nazywać) z własnej i nieprzymuszoqnej woli wrócił do mnie i nie zgadzał się na mieszkanie z ojcem. Miałam z tego gorzką satysfakcję. Zmagałam się też z problemami finansowymi, bo zanim umorzono wobec mnie postępowanie alimentacyjne, były zdążył sporo zagarnąć dla siebie.
Ostatni rok był naprawdę szalony!
Zmieniłam też mieszkanie. Tym razem na własny kawałek podłogi! Przy wsparciu mojej Mamy odważyłam się na kupno mieszkanka w trzyrodzinnym parterowym budyneczku należącym kiedyś do pewnego zakładu. Oczywiście zaciągnęłam kredyt, który teraz muszę spłacać. Daję na szczęście radę, choć budżet jest napięty. Ale kiedy on napięty nie był?!
Mieszkanie jest spełnieniem moich marzeń o piciu kawy na ławeczce przed domem. Wprawdzie podwórze dzielę z sąsiadami, ale nie przeszkadza mi to, lubię towarzystwo i możliwość zagadania do drugiego człowieka. Liczy sobie to lokum niecałe 31 metrów kwadratowych, składa się z przechodnich pomieszczeń, ogrzewane jest piecem kaflowym (podłączonym do centralnego ogrzewania), ale i tak jestem szczęśliwa, że się w końcu doczekałam swojego miejsca na ziemi.
Mój syn, który na początku mojego istnienia w blogowej krainie dopiero uczył się chodzić, dziś ma już czternasty rok życia. Zmienia się w mężczyznę, dorasta, jest już wyższy ode mnie i potrafi nosić mnie na barana Jest inteligenty i dowcipny, jest moją dumą i radością.
Z największych i najważniejszych nowin to chyba już wszystko. Mam nadzieję, że największe z ostatnich życiowych zawirowań są już za mną, że jeszcze tylko kilka zakrętów i będę mogła żyć spokojnie, pogodnie i niespiesznie. Tak bardzo już na to czekam. Tak pragnę wiosny, ciepła, słoneczka i tej kawy pitej przed domem!

7 komentarzy:

  1. Witaj Marto :) Cieszę się, że znowu jesteś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbowałam dodać Cię do obserwowanych blogów, ale w profilu masz ich kilka i nie wiem, który Twój. Brak natomiast jakiegoś "wiodącego". A poza tym powiedz mi, proszę, jak się do Ciebie zwracać.
      Pozdrawiam ciepło i słonecznie.

      Usuń
  2. Witaj. Ja również z przyjemnością wracam do pisania i blogowych znajomych.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasami chciałam zapytać Cię na GG, jak Ci się wiedzie, ale się wstrzymałam.
    Najważniejsze, że masz własny kąt w domku i przed domem.
    Będziesz też mogła iść na wybory w maju i potem w październiku.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, zawsze możesz zapytać. Ja też nieraz miałam na to ochotę, ale jakoś odwlekałam.
      Ach te wybory! Do tej pory brak zameldowania był niezłą wymówką ;)

      Usuń
  4. Marto,jak się cieszę,że mogę znów gościć u Ciebie.Bardzo lubiłam Twój blog.Cieszę się ,ze odnalazłaś swoje miejsce w życiu, swój własny dach nad głową.Dobrze ,że założyłaś nowego bloga,ze będziesz dalej z nami,gdybyś jeszcze wzbogaciła go zdjęciami,to by było wspaniale.Przykro z powodu śmierci męża,nawet byłego, w końcu to człowiek ,z którym wiele cię łączyło i który miał miejsce w Twoimi życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróciło mi pragnienie pisania. To dobra forma terapii,gdy się nie ma komu wygadać albo nie chce się tego robić w tzw. realu. Dziś popełniłam post o tym, co ostatnio mnie trochę boli.

      Usuń