Zmarła Asia, podopieczna pewnej fundacji, z którą i ja nawiązałam kiedyś kontakt. Miałam okazję osobiście poznać Joannę - otwartą, rozmowną i pogodną, budzącą sympatię kobietę.
Chorowałyśmy na to samo, lecz jej stan był znacznie poważniejszy, a w ostatnich latach - dramatyczny (zresztą kiedy nie był dramatyczny?), rozpaczliwy.
Jej rodzice walczyli o życie córki z całych sił, stawali na głowie, dokonywali cudów przedsiębiorczości i kreatywności. Ich córka żyłaby znacznie krócej, gdyby nie ich poświecenie i walka o córkę - dla mnie bohaterska.
Tak mi żal, taka jestem bezsilna... Tak brak mi słów, by wyrazić swoje współczucie dla rodziców.
I tak trudno nie pomyśleć o sobie, swoim chorowaniu, choć może to małoduszne...
Asi życie było już takim pasmem cierpienia... Mam nadzieję, że po drugiej stronie śmierci znalazła ukojenie, spokój i sens.
Śpij, Asiu... Odpoczywaj, kochana.
Wiesz, że znałam Asię z bloga, który prowadziła Jej mama. Wiem też, jak Asia ułożyła sobie dorosłe życie. Znam Jej cierpienie i cierpienie Jej kochających rodziców.
OdpowiedzUsuńNiech spoczywa w pokoju.
Ostatnie lata, z tego, co czytałam, to była gehenna. Serdecznie mi żal bliskich, ale Asia - mam nadzieję - jest już w lepszym świecie, bez bólu.
OdpowiedzUsuńDługie cierpienie fizyczne jest dla mnie czymś najgorszym. Przeżyłam takowe zimną, choć i tak na znacznie mniejszą skalę, więc mam odwagę to powiedzieć.
P.S. Powyższy komentarz należy do mnie.
OdpowiedzUsuń