piątek, 10 września 2021

Kulejąca wena

Kiedyś pisałam bloga pełna zapału, pomysłów, a dziś jakby z mniejszym przekonaniem. Są sprawy, które uznaję za zbyt osobiste, by się nimi dzielić, niektóre wydają się zbyt banalne, choć zawsze powiadam, że sztuką jest niebanalnie przeżywać i opisywać banały. Jakieś powtarzalne i mało kogo obchodzące wydaje mi się pisane wciąż o... właściwie tym samym.

Moje życie lubię,ale do szczególnie spektakularnych nie należy. Ot, rozrabiający w kącie kot  - jak zwykle ściągnął, łobuz serwetę ze stolika i radośnie się w nią zaplątał. Ot, kawa i mruczenie laptopa... Uroczo, ale czy mam wciąż o jednym pisać?

Ano, spróbuję. Może przyjdzie dawna przyjemność z pisania? Od dłuższego czasu jestem w stanie, który cokolwiek mnie irytuje, a jednocześnie sugeruje, że to pierwszy krok do pozytywnych zmian, kroków w moim życiu. Jakaś rozedrgana jestem, nie wiem, czego chcę, nie wystarcza mi już to, co miałam do tej pory, a sięgnąć po nowe - brak odwagi i zdecydowania. Wciąż wątpliwości, czy to na pewno dla mnie.

Nie przekonam się, jeśli nie spróbuję.

Na przeszkodzie stają NIEZIEMSKO mnie wkurzające stany zmęczenia  i braku koncentracji. Nie wiem, czy problem tkwi w zakamarkach psychiki, która czegoś - nie bardzo wiem jeszcze, czego - się domaga, czy też jest to wynik nie najlepszego stanu zdrowia, kaprysów neurologii.

Byłam wczoraj okrutnie zmęczona. W pracy z trudem wykonałam podstawowy zakres obowiązków, wciąż się mitygując, by nie bujać myślami gdzieś w przestworzach. W domu po prostu padłam, przespałam kawał popołudnia i całą noc bez najmniejszych problemów z zaśnięciem.

Okropnie jest to dokuczliwe i irytujące. Gdy czytam blogi radosnych i kreatywnych kobiet, odnoszę wrażenie, że im takie stany są obce, w co przecież rozsądny człowiek nie może uwierzyć.

Cóż... zapewne dzielą się tylko jasną stroną życia. I ja miałam taki "zamysł artystyczny", ale że ostatnio dosyć często przeżywam te moje gorsze stany, to i niewiele mam do napisania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz