Ot, taki poranek. Jesienny już, więc ciemny. I deszczowy.
Poderwało mnie z łóżka przed piątą. Nie lubię niepotrzebnie i bezskutecznie przewracać się z boku na bok, więc wstałam, zaparzyłam kawę, otworzyłam laptopa, by coś poczytać w "internetach".
Dużo treści, istny gąszcz. I przygotowanie ogródka na zimę mnie interesuje i odzyskanie równowagi po rozstaniu z kimś, kogo mimo woli obdarzyło się sentymentem, i spełnianie życiowych planów oraz marzeń.
I takie poczucie... Tyle możliwości w życiu i ścieżek do wyboru, że sztuką jest rozeznać się, czego naprawdę chcemy. Co ma szansę na zrealizowanie, a co jest jedynie naiwną mrzonką?
Zwierzyłam się komuś z chęci nauczenia się szycia. Jaka reakcja? "Marta, przecież ty jesteś intelektualistka, gdzie tobie do szycia?". Zwierzyłam się z nieśmiałych myśli o prawie jazdy - "Marta, Ty się nie nadajesz. Tu trzeba mieć refleks, podzielną uwagę ; byłabyś zagrożeniem na drodze!".
No, szlag!...
Nauczona doświadczeniem nie dyskutuję już, lepiej spokojnie spróbować, zrobić swoje. Ale ruszyć z miejsca jakoś strach, gdy się ma za uszami te wszystkie zniechęcające i krytyczne głosy z całego życia. Dotyczy to wielu sytuacji. Część ograniczeń jest z pewnością realna, chciałabym jednak mieć wiedzę, rozeznanie, na co mnie nie stać, a co tylko mi się wydaje niemożliwe.
Podziwiam ludzi z chęcią do działania, z "powerem"...
Wczorajszy dzień przeleżałam, przełaziłam z kąta w kąt. Zmusiłam się do zrobienia obiadu, kilku drobnych domowych prac, a to wszystko bez entuzjazmu jakoś. Nudziły mnie książki, nad żadną nie potrafię się teraz skupić, odkładane już długo oglądanie filmu jakoś było ponad moje siły. W końcu z nudów (a przecież nigdy się nie nudzę!) odnalazłam w internecie serial "Wojenne dziewczyny" i obejrzałam przegapione kiedyś w telewizji odcinki. Cóż... film jak film, ale zajął uwagę i oderwał od nie najlepszych nastrojów.
W tygodniu zrobiłam przez internet test na depresję. Wyszła umiarkowana.
Ja i depresja? Ludzie! 😱
A ponieważ umiarkowana, wybieram się wieczorem na koncert Jacka Wójcickiego. Z moim byłym facetem, o zgrozo. Zajętym już ponownie, o zgrozo zgróz, tyle że jego dziewczyna na koncert nie ma czasu.
Tak się złożyło, że nasza wspólna znajoma, a jego sąsiadka załatwiła nam wejściówki.
To mnie nie przeraża wprawdzie, bo decyzję o zakończeniu związku podjęłam z całą świadomością, ale cokolwiek nietypowa to sytuacja.
Cóż... skupię się na panu Wójcickim, którego artyzm cenię od wielu lat.
A chwaliłam się, że maszynę do szycia już mam? Ponad 30-letniego elektrycznego Singera od Mamy.
Najbardziej boimy się nie tego, że się nie uda. Najbardziej się boimy tego, jacy wspaniali możemy być. Jedna z prawd tego świata.
OdpowiedzUsuńNo i prosisz się o kłopoty ;D
Coś w tym jest niewątpliwie.
UsuńA co znaczy, że się proszę?
Nawet rozstanie z byłym nie wyszło ;)
OdpowiedzUsuńKoniecznie napisz jak było na koncercie.
Napisałam :)
UsuńNie opowiadaj ludziom o swoich marzeniach, ale je realizuj. Dlaczego intelektualistka nie może szyć na maszynie? No dlaczego? Moja mama - inżynier budownictwa i oficer straży pożarnej nauczyła się szyć około 40 -stki. Da się? Da się... ale nikogo nie pytała, po prostu to zrobiła.
OdpowiedzUsuńMoja klientka po śmierci męża chciała sprzedać 4 miesięczne auto z salonu (nie wspomnę ile by na tym straciła). Zapytałam, czy nie myślała, o tym, aby zrobić prawo jazdy. Opowiedziała mi, że wszyscy mówią, że się do tego nie nadaje. A gdy zapytałam, czy ona ma na to ochotę, to oczy się jej zaświeciły. Poleciłam jej swojego instruktora sprzed 20 lat i co jakiś czas dzwoniłam pytać o postępy. I co? Jest świetnym kierowcą i za każdym razem ilekroć się widzimy słyszę "nigdy nie przestanę być wdzięczna, że mi pani powiedziała, że jestem odpowiedzialna za swoje marzenia i mam je spełniać jeśli mam ochotę, a nie słuchać innych ludzi"... Tak więc dziś Tobie Martuś mówię to samo - idź za swoimi marzeniami, bo tylko Ty możesz sprawić, że staną się rzeczywistością.
Asiu, dziękuję :) Nie od razu Kraków zbudowano, ale zawsze można odrobinę się do marzeń przybliżyć.
OdpowiedzUsuńP.S. W sanatorium poznałam pana, który dopiero po sześćdziesiątce postarał się o prawo jazdy, wcześniej jakoś nie widział potrzeby. Radzi sobie znakomicie, czego dowodem jest, że przywiózł mnie z sanatorium zdrową i całą, bo wprosiłam się na wspólny powrót.
Usuń