niedziela, 3 października 2021

O koncercie słów kilka

 Pomyślałam, że napiszę coś o Jacku Wójcickim, bo mi to zaproponował Zenza.

Rzeczywiście warto wyjść poza czubek swojego nosa i nie ględzić wciąż o tym, jaki to mam kiepski nastrój.

Aczkolwiek z nastrojem bywało lepiej.

Jacka Wójcickiego chyba nie trzeba przedstawiać. To artysta o ugruntowanej renomie. Niekwestionowany na scenie.

Poznałam go (tzn. dowiedziałam się o nim) jako smarkata licealistka. Gdy Tata odwoził mnie do szkoły, zobaczyliśmy ogromny afisz informujący o nadchodzącym koncercie. Nie pamiętam już dobrze, ale była chyba pełna albo późna wiosna.

Tata zareagował na wiadomość z entuzjazmem, potem się jednak okazało, że nie mógł wybrać się na występ (nie wiem, czy chodziło o pieniądze, czy o brak czasu), więc poszłam sama i... zakochałam się w tym głowie, w tych piosenkach. Już ponad 20 lat postać pana Jacka budzi we mnie sympatię i sentyment.

Taty już nie ma (materialnie,bo niematerialnie jest i będzie), ale pozostało wspomnienie, skojarzenie, ciepłe myśli.

Na koncert wybraliśmy się we czworo: mój były - R., jego kuzynka, z którą jestem dziś w przyjaźni, oraz druga moja serdeczna koleżanka, poznana kilka lat temu w jednym z moich licznych miejsc zamieszkania ; już tam nie mieskam,a przyjaźń trwa.

Pan Jacek to klasa. Nie darmo w jednej z piosenek wyśpiewuje: "Bo ja jestem kształconym aktorem". Widoczny i wyraźny był ten profesjonalizm, przygotowanie, warsztat. To nie był zwykły koncert, lecz mały spektakl, z mową gestów, spojrzeń, intonacji. Nie tylko słuchałam, ale i patrzyłam z przyjemnością!

Uwieńczeniem wieczoru były zdjęcia z bohaterem wieczoru. Nie mam zwyczaju pchać się przed obiektyw z celebrytami, dobijać się o autograf, bo mam w pamięci niejedną ich wypowiedź, jak męczące bywają przejawy popularnośći. Wystarczy mi, że byłam i zachowam wspomnieniaa. Skoro jednak wszędobylski R. popędził prosić o fotkę zaraz po koncercie, skorzystałyśmy z okazji i my. Pan Wójcicki to bardzo miły w obejściu człowiek.

Wróclłyśmy do domu z poczuciem miłęj odmiany w codzienności, zadowolone i jak to się mało subtelnie określa - "odchamione" :)

2 komentarze:

  1. Zdjęcie to bardzo fajna pamiątka. A koncert super!

    OdpowiedzUsuń
  2. Najwięcej radości sprawiła mi radość koleżanki, którą na ten koncert namówiłam :) Aż mnie ucałowała w podzięce!

    OdpowiedzUsuń