Mam starszą koleżankę (nie z tych dobrowolnie wybranych koleżanek). A ta koleżanka ma pięcioletniego wnuczka.
Wnuczka czeka operacja, niegroźna raczej, ale dziecko nieco przestraszone. Boi się "igłów" i poprosiło, by do szpitala na pociechę babcia kupiła mu wojsko.
Wojsko zostało zakupione. Jakieś żołnierzyki i czołg.
Wnuczek oznajmił, że czołg nie taki jak trzeba, bo jest ruski. Coś o Putinie jeszcze dodał.
Hmmm.... Rezolutny ten maluch, ale jakoś mnie nie rozbawił.
Czy już niemal od kołyski musimy uświadamiać naszym dzieciom podziały między ludźmi? Uświadamiać im, że istnieje zło, okrucieństwo, chciwość, zanim same zaczną pytać i dociekać?
Nie, nie spodobało mi się to.
Mam dwójkę dzieci (5 i 9 lat) i zaręczam Tobie, że nie da się uchronić w dzisiejszych czasach dzieci od informacji o wojnie. My oglądamy kanały informacyjne bez dzieci i bardzo tego pilnujemy, ale o wojnie mówi prawie każdy, czy to w szkole czy nawet dzieci przedszkolne między sobą. Ponadto mamy u siebie gości z Ukrainy, nie sposób nie wspomnieć o wojnie (o złym człowieku, który nazywa się Putin i który chce zabrać innym wszystko i dlatego kobiety z dziećmi z Ukrainy uciekają, a reszta mieszkańców jej broni). Dzieci słyszą dużo więcej niż nam się wydaje i lepiej im tę wojnę w sposób odpowiedni dla ich wieku wytłumaczyć niż mają sobie wyobrażać nie wiadomo co.
OdpowiedzUsuńMasz wiele racji, nie pomyślałam o tym w pierwszym odruchu.
OdpowiedzUsuńBliska mi jest idea, że jednak ludzie powinni być braćmi i do tego dążyć. Wiadomo, że to idea nie zawsze zgodna z realiami. Odniosłam wrażenie, że temu dziecku gada się w domu niepotrzebne rzeczy, ale przecież wcale tak być nie musi. Może samo chłonie z otoczenia.
U mnie w domu telewizor praktycznie jest nieużywany, lepiej czasem jest poinformowany mój nastolatek niż ja.