Wciąż jestem chora Kataru praktycznie już nie mam, kaszlę niewiele, ale boli mnie żołądek i boję się jeść.
Dobrze się jednak stało, że jeszcze w tym tygodniu zostałam w domu i nie chodzę do pracy.
Dużo śpię, niewiele robię, ale dumna jestem z siebie, że zdobyłam się na ugotowanie zupy z zielonego groszku (z mrożonki).
Zatrzymałam się i dobrze mi z tym. Wypoczywam bez wyrzutów sumienia. Jest mi dobrze, ciepło i wygodnie. Żołądek jakby się uspokoił
Wybeczałam się dzisiaj z całego serca, bo przyszły myśli o Mamie. Zastanowiło mnie, czy ten ból brzucha i wyrzucenie żalu nie wiążą się jakoś ze sobą. Czy to tylko zbieg okoliczności, że już nie boli (co z niedowierzaniem rejestruję)?
Bardzo trudno pisać o Niej bez banałów.
Tyle niezadanych pytań, nieodbytych rozmów. Tyle wspomnień: piosenek, które lubiła, drobiazgów, którymi lubiła się otaczać. Jej radość z padającego deszczu po długiej suszy (Zobacz! Pada! Taki gruby deszcz!), z uszytych własnoręcznie pokrowców na krzesła do kuchni (Zobacz jak pojaśniało od tych krzeseł!) ; jej poranne powitanie z nami, dziećmi i zapraszanie na "placuszki-racuszki.
Kochała kwiaty i ogródek, uplotła kilka makramowych kwietników, które może do dziś są jeszcze gdzieś u mojej siostry. Trochę szyła na maszynie, której nie wolno mi było nawet dotykać :) Pamiętam, jak w czasach PRL-u przedłużała nam nogawmi za krótkich spodni ściągaczami ze starych rajstop.
Miałam dwie Mamy - jedną surową, wręcz sztywną, nerwową, a drugą - oddaną swoim dzieciom, spontaniczną i radosną.
Trochę była nieprzewidywalna, co?
OdpowiedzUsuńOj, tak. Mimo, że pewne sprawy były jasne i nie mam wątpliwości, co powiedziałaby na to czy tamto. Emocjonalnie jednak była skomplikowana i nigdy nie miałam z Nią łatwej relacji. Próbuję o Niej pisać, ale to wcale nie takie proste, nie była jednoznaczna. Uważam jednak za dar, że mimo wszystko mogę Ją wspominać z miłością, bo nawet blogowe lektury uświadamiają jak bardzo toksyczne bywają relacje dorosłych dzieci z rodzicami.
Usuń