Wypoczęłam. Zafundowałam sobie dzień totalnej beztroski i leniuchowania. Stłamsiłam niezadowolenie, że chyba nigdy nie doczekam się nadrobienia zaległości w domu. Zanim zrobię wszystko, co sobie postanawialam, przychodzi taki dołek jak ostatnio, kiedy nie mam siły na nic. Długo się przeciwko temu buntowałam, miałam żal do siebie, że jestem leniem, nieudacznikiem, ale widzę, że chyba po prostu "taka moja uroda". Może nie trzeba kopać się z koniem? Może przestać się wreszcie karać za bycie nie taką, jaką by się chciało być.
Zresztą... wpadła mi dziś do głowy pewna refleksja.
Otóż przyszła do mnie dobra koleżanka, bo potrzebowała poprawić sobie nastrój spacerem i rozmową. Ma swoje kłopoty...
Z tą koleżanką wyszłyśmy na spacer. Ponieważ "wyszła" mi z domu kawa, zaproponowałam wstąpienie gdzieś w mieście na jakąś tanią kawusię w papierowym kubku na mój koszt. Jakoś tak jednak wyszło, że poszłyśmy w stronę przeciwną niż centrum miasta, dziwnie nas poniosło w stronę domu Joli (imię zmienione), co skwitowałam żartem, że napijemy się tej kawy u niej. Jola ochoczo potwierdziła.
A u Joli jej "chłopak" rozpalił w piecu. Mają taki kaflowy, wysoki pod sufit, taki do którego można się przytulić całą powierzchnią pleców. Ten piec nie ma nóżek w przeciwieństwie do mojego "konusa". Wyraziłam głośno swoją aprobatę dla takiego rozwiązania, bo pod nóżkami pieca brudzi się potwornie, sprzątanie tej przestrzeni jest natomiast sporą akrobacją. Złoszczę się na to za każdym razem. Mateusz (niech mu tak będzie) mi na odparł, że nóżki można jakoś obudować. W dalszej konwersacji dowiedziałam się, że jest on z zawodu budowlańcem, choć przez wiele lat zajmował się czymś innym. Radośnie oznajmiłam, że kiedyś go wykorzystam.
A moja refleksja takowa jest:
Otóż czasami lepiej zostawić uprzykrzone sprzątanie pod piecami i meblami na nóżkach (bo i kredensy w kuchni takie mam po poprzedniej właścicielce mieszkania - co za kretyństwo!!!), a pozwolić, by przyszły inne rozwiązania i pomysły. Przychodzą one nie wtedy, gdy siłujemy się z życiem, ale gdy robimy na nie miejsce, dajemy przestrzeń. Często przychodzą właśnie w momencie relaksu i beztroski.
Muszę sobie sprawić cokoły do mebli i odpadnie mi problem akrobacji przy wygarnianiu spod nich kurzu, resztek jedzenia, zagubionych zabawek kota i sztućców, które niewiadomo, gdzie się podziały. Piec też obuduję, gdy tylko znajdą się na to finanse.
Tego rozpoczynającego się miesiąca priorytetem finansowym (oprócz spraw codziennych) jest "obciąć kotu". Chcę bestyję wykastrować wreszcie, aby nie zaczął się włóczyć w poszukiwaniu okolicznych kochanek. Jest tak sympatyczny, że byłoby nam go szczerze żal, gdyby przepadł gdzieś poza naszym podwórkiem, którego jeszcze na razie się trzyma. Jak na kota jest niezwykle towarzyski, komunikatywny i chętny do pieszczot. Kot Joli, na przykład, nie daj się głaskać ot tak.
Pochwalę się jeszcze na koniec postu, że kończąc dzień, z powodzeniem podjęłam próbę uratowania potwornie kwaśnych czerwonych porzeczek wydobytych z zamrażarki. Inspirując się przepisami z internetu ugotowałam budyń waniliowy, wymieszałam z owocami i zapiekłam to w cieście francuskim. Efekt może nie rzuca na kolana, ale na nie należę do bardzo wymagających konsumentów. Smakuje mi i właśnie raczę się deserem z szaloną satysfakcją, że nie muszę przejmować się wagą i jakimiś kaloriami. Oby tak jak najdłużej.
No, to idę sobie jeszcze tego ciasta ukroić :)
Myślę, że dobrze jest siłować się z życiem. Gorzej, gdy już nic nie trzeba. Wtedy pojawia się pustka.
OdpowiedzUsuńSmacznego ;)
Pustka to taki duży temat. Mam swoje przemyślenia i doświadczenia w tej sprawie, ale niełatwo to ująć w kilku słowach. Śmiem twierdzić, że sami odpowiadamy za swoją pustkę. I że jeśli czasem na chwilę dopada (zdarza mi się, choć znacznie rzadziej niż kiedyś), nie trzeba się jej bać, uciekać od niej, lecz wyjść jej na spotkanie. Bo ona... hmm... chyba nigdy w gruncie rzeczy nie jest naprawdę pustką. Bywa lękiem, emocją, demonem, bywa nieprzyjemna, ale pustka? Podobno natura nie znosi próżni.
UsuńOto wielka tajemnica wiary :) Wszystkie formy są puste, dopóki nie wypełnimy ich własnym światłem.
UsuńMiłego dnia.
Aleś mnie tą tajemnicą wiary rozbawił :)
UsuńStuprocentowo się z Tobą zgadzam: to od nas zależy, czy odnajdziemy sens i jaki on będzie.