piątek, 29 marca 2024

Radość

Ach, jaka się szczęśliwa poczułam w tym tygodniu.

Uwielbiam mieć więzi - te autentyczne - z innymi. I wcale nie musi być to związek z mężczyzną, szczerze zdumiewają mnie kobiety, które nie zaznały w życiu "siostrzeństwa", które bliskość dusz realizują wyłącznie w związku romantycznym (pewna znajoma przyznała, że taki poziom porozumienia miała jedynie w tego rodzaju relacji).

Poznałam ze sobą Hanię i Manię (oczywiście zmieniam personalia, a osoby "ochrzczone" wcześniej tymi samymi imionami niekoniecznie są te same). Przypadły sobie do gustu i niepostrzeżenie stałyśmy się zżytą, regularnie spotykającą się paczką (wielkie nieba! spełniają się mojej marzenia z młodości, gdy samotność była moim udziałem! spełniają się bez wysiłku, ot, tylko dlatego, że jestem na to gotowa).

Mania skutkiem różnych perypetii została bez pracy i środków do życia. Było tam jeszcze wiele innych problemów, bo i zdrowotne (poważne) i z niesprawiedliwością urzędów. Naprawdę trudna, pełna wyzwań sytuacja. Wspomagałyśmy ją z Hanią na różne sposoby, dzieliłyśmy się żywnością, pożyczałyśmy pieniądze, a nawet... odmawiałyśmy zdrowaśki w jej intencji. Ja, niedowiarek, specjalnie wstępowałam do kościoła w nadziei, że a nuż moje modły dotrą tam, gdzie trzeba*.

Może i dotarły...

Pewnego dnia Mania napisała do mnie: "Marta, ty podobno znasz kogoś w sklepie u X. Jest ogłoszenie w urzędzie pracy, że poszukują pracownika". "Tak znam, i to córkę właściciela. Jasne, że pogadam!", oznajmiłam z entuzjazmem.

X. to znany i doceniany od lat przedsiębiorca w naszym mieście. Firma chyba całkiem nieźle prosperuje, zakład rozrósł się przez te wszystkie lata. Koleżankę (niech jej będzie Frania) z tej firmy znam już dwadzieścia lat z hakiem i przez ten cały czas jest ona pracownikiem tej firmy. To ciepła, dobra, sympatyczna kobieta.

Zadzwoniłam do Frani, dogadałyśmy się w pół słowa.
Mania ma pracę!!! Tak dumna jestem, że udało mi się pomóc, że tak konkretnie mogłam przysłużyć się dobrej, słusznej sprawie.
Druga dobra nowina: wygrała w sądzie w tej trudnej sprawie, o której nie napiszę, by nie naruszać jej prywatności.

Jestem szczęśliwa, jakby to o mnie chodziło :)


*Sytuacja z młodości: oglądam z Rodzicami film, gdzie mowa jest o boskiej interwencji. Oświadczam z młodzieńczą pewnością siebie: "Mnie by tam Matka Boska nie uzdrowiła!". Komentarz mojego Taty, który wcale nadgorliwy religijnie nie był: "Ale ty jesteś zuchwała!". Lekcja na resztę życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz