piątek, 29 marca 2024

Frapujące

Obudziłam się o trzeciej nad ranem, a że nie mam w takich sytuacjach zwyczaju starać się zasnąć na siłę, bo to bezcelowe - robię to, co lubię: piszę.

Napisałam przed chwilą o siostrzeństwie dusz, o satysfakcjonujących relacjach z innymi kobietami. Cudowna i bliska mi sprawa, a tak często deprecjonowana właśnie przez kobiety.

Jak bardzo wierzymy w stereotypy i schematy.

Doznałam i dobra i łajdactwa (dobra bez porównania więcej) zarówno od kobiet, jak i mężczyzn. Nie uważam, że kobieta kobiecie wilkiem, nie gloryfikuję facetów tylko dlatego, że - za przeproszeniem - nie mają jajnikow. Owszem zauważam pewne różnice w naszych psychikach i zachowaniach, które można podciągnąć pod jakiś wspólny każdej grupie mianownik, ale generalizowanie jest krzywdzące i szkodliwe.

Nie zgadzam się też z rozpowszechnionym poglądem, że kobieta z mężczyzną nie mogą się przyjaźnić, lubić, kumplować, nie dążąc do romantyzmu czy seksu. Miałam i mam w życiu takie relacje i głęboko wierzę, że są możliwe. Szkopuł w tym moim zdaniem, że często kobiety mają problem z zachowaniem jednak pewnego dystansu, nie pamiętają, że przyjaciel to nie przyjaciółka w spodniach.

No, ale wstęp i dygresja przydługa, bo chciałam o czymś innym.

Żyję sobie otóż jako singiel całkiem sporo już lat. Przywykłam i polubiłam tę swoją wolność.

Zastanawia mnie jednak, czy nie padłam ofiarą własnych jakichś schematów i stereotypów. Bo to podobno one powodują, że postrzegamy rzeczywistość przez określone filtry.

Dlaczego spotykam facetów nudnych i tak beznadziejnie prymitywnych? Może nie w realu, bo tu szybciej można zweryfikować sytuację i człowieka, ale statystycznie przecież powinni być "normalni" ludzie i w internecie.

Nie poszukuję znajomości, ale wciąż jeszcze mam komunikator gadu-gadu (dla niektórych dawnych kontaktów). Czasami jestem zaczepiana przez panów. Czy uwierzycie, że na przestrzeni tylu lat trafił mi się dosłownie jeden mężczyzna, z którym można normalnie pogadać o wszystkim i nie jest to seks ani kretyńskie próby flirtu (flirt jest dla inteligentnych, a to, co niektórzy za niego uważają, to dla mnie zwykłe prostactwo)?

Z tym moim znajomym utrzymuję kontakt już chyba ze trzy lata i niczym mi się nie naraził. Nie nadużywamy swojego czasu, ale rozmowa z nim to zawsze coś, co wnosi wartość do mojego życia, chociaż nie jesteśmy zainteresowani spotkaniami ani związkiem. On jest żonaty i zadowolony ze swojego małżeństwa, a ja nie uważam, że muszę uwodzić każdego fajnego faceta, że zwykły wartościowy kontakt to rzecz cenna sama w sobie. Niektórym znajomym to się w głowie nie mieści.

Ot, paradoks: nie jestem podrywana,  nie podrywam, a jest to najbardziej wartościowa z moich damsko-męskich wirtualnych znajomości.

A ci "zainteresowani"?

O matko i córko! o tatusiu i mamusiu! Nie ma konwersacji, nie ma dobrego wychowania. Jest prymitywna bezpośredniość i ubóstwo intelektualne oraz duchowe. Nie ma... nic!

Wyżyny konwersacji i zagajanie rozmowy panów takowych: "Cześć! Ładnie wyglądasz", "Cześć. Zajęta czy wolna?", "Cześć, a pokażesz się?". Czasami nawet "cześć" to za dużo dla panów.
Jeden taki robił niezłe, sympatyczne wrażenie. Odechciało mi się pisania, gdy po pierwszej, miłej dla "ściemy" rozmowie zaczął nachalnie prosić o zdjęcia (a dostał na samym początku ze dwa dla świętego spokoju), nie interesując się wcale, co słychać w moim życiu, niewiele mając do powiedzenia o swoim.

Już mi się nie chce owijać w bawełnę, bez ogródek piszę takim delikwentom, że nie jestem nimi zainteresowana, że mnie nudzą. Niektórzy przyjmują do wiadomości, a inni czują się obrażeni tym, że kobieta ośmiela się mieć własne zdanie. Wczoraj poinformowano mnie, że z takim wrednym charakterem nikogo sobie nie znajdę. Z rozbawieniem odpisałam, że uznaję to za komplement.

Kwestia "zostaniesz sama" już dawno przestała dla mnie być problemem, zwyczajnie mi to niestraszne. Bliskości duchowej mam w życiu pod dostatkiem, a ta seksualna? erotyczna? Pozwolę sobie zachować dla siebie swój pogląd na sprawę, bo wśród niby to wielce wyzwolonych osób mają się dobrze stereotypy, hipokryzja i wielkie tabu ; mam też potrzebę intymności.

Czasami jednak zastanawiam się: czy tak bardzo odstaję od normy? Czy to ze mną coś nie tak, czy z tym światem? Pewnie w porządku z jednym i drugim, każdy ma prawo być, jaki jest, i zapewne ludzie są różni. No, to czemu nie spotykam takich potencjalnych partnerów, z którymi mi po drodze?

Czy nie mam jakiegoś wykrzywionego obrazu całej tej sfery, skoro zdaję się dostrzegać wciąż te same, powtarzalne sytuacje - których sobie wcale nie życzę?

Mocno to frapujące i ciekawe.


4 komentarze:

  1. No cóż Marta, powtarzalności są sygnałem jednak. Ja przynajmniej tak uważam. Może podpowiedzią? Może łamigłówką do rozwiązania? Różnie ludziom się plecie. Mam w pamięci historię, którą opowiedziała mi czytelniczka. Miała ojca, którego nie lubiła, wręcz się brzydziła i wstydziła chyba. Jej mama też. Nie umiał być elegancki, nie lubił kuchni żony, bo była zbyt wykwintna. najbardziej lubił mięsko tłuste, jadł wtedy ze smakiem, a tłuszcz lał mi się po brodzie- to jakoś szczególnie brzydziło mamę i córkę. Pił. Kiedyś córka go śledziła, bo wymknął się z domu jakoś dziwnie. A on poszedł do stodoły, wyciągnął z siana bimberek i boczek, usiadł i ze smakiem, powolutku jadł i popijał. Córka obiecała sobie, że takiego chama obrzydliwego i pijaka nie weźmie za męża nigdy. Trafiła na schludnego, eleganckiego, potrafiącego konwersować pana. Z pieniędzmi, oblatanego w świecie. Czuły, inteligentny, opiekuńczy. Od razu zaiskrzyło. Po kilku latach musiała uciekać, bo to przemocowiec był i obawiała się o swoje życie wręcz. Nadal z obrzydzeniem mówi o ojcu...
    A ja się zastanawiam, co byłoby gdyby jej matka gotowała jak mąż lubi i cieszyło ją, że tak z apetytem zajada...
    Czasem taki drobiazg załatwia nas na cacy...Choć wiadomo, tam głębiej to wiele innych rzeczy się kłębi....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest niesamowite, jak bardzo pozorne drobiazgi zostawiają ślad. Doświadczyłam i doświadczam tego. Są rzeczy, na punkcie których mam totalnego hopla, na przykład wyniesioną z domu niechęć do sprzątania, poczucie, że totalnie tego nie potrafię, nie kontroluję, poczucie presji i buntu. Nieraz o tym pisałam. To aż chorobliwe u mnie.
      Teraz, przed świętami tradycyjnie szlag mnie trafia na ten cały przymus, nie mogę się zorganizować, ale z roku na rok bardziej odpuszczam i luzuję z tematem. I lepiej mi.
      Na pana innego niż mój mąż trafiłam również. Dowcipny, pogodny, obyty i intelektualnie w porządku... i pijak, cwaniak, oszust, kombinator.
      Ojca miałam fajnego i nieodżałowanego, ale mieli rodzice swoje toksyczne zagrania.

      Usuń
  2. Drzewo na zdjęciu (doczytalam w innym miejscu, że to ponoć mirabelka) cudowne.
    Faktycznie, trudno czasem być osobą, która odstaje od normy, także w kwestiach związkowych. Czasem też wiele lat trzeba, by złamać wzorce wpajane od dziecka. Ale najważniejsze, żebyś żyła w zgodzie ze sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Muszę jeszcze dopracować tę graficzną oprawę bloga. Lubię akcentować na nim zmiany pór roku.
      Odstawanie od norm bywa bardzo bolesne, ale samoświadomość pomaga.

      Usuń