Pisałam nieraz o swoich poszukiwaniach, drążeniach, zainteresowaniach. Pisałam o Pati Garg i Sylwii Kocoń.
Sylwia naprowadziła mnie na trop i źródło większości, jeśli nie wszystkich moich kłopotów.
Nie wiem, czy miałam więcej traum w życiu niż inni (niekoniecznie przecież) czy też po prostu miałam w sobie dużą wrażliwość. Zresztą według Sylwii i podobnych ekspertów traumę mogą powodować nawet z pozoru mało znaczące, ale np. powtarzające się sytuacje.
Człowiek o straumatyzowanym systemie nerwowym czuje się zagrożony nawet wtedy, gdy faktyczne zagrożenie nie istnieje. Nauczył się być nieustannie czujny, a za tym idzie spęcie, nerwowość, brak zrelaksowania.
Zagrożony organizm ma swoje strategie obronne: walka, ucieczka lub tzw. zamrożenie, zamarcie w bezruchu. Te strategie mogą stać się życiową postawą, utrwalić się. Możemy utknąć w trybie przetrwania, gdzie wszędzie widzimy zagrożenie i reagujemy obronnie.
Najbardziej zainteresowało mnie zamrożenie, wydało mi się najbardziej "moje". Czytałam i słuchałam u Sylwii, że emocjonalnie zamrożony, zastygnięty w bezruchu człowiek to ten wiecznie zmęczony, prokrastynator itd. Wypisz, wymaluj - Marta z "Grubego Zeszytu".
Idąc tym tropem, czytałam, jak się "rozmrażać". Broń Boże bata nad własną głową - to przynosi skutek odwrotny do zamierzonego. Trzeba uszanować i zrozumieć swój brak energii, jego przyczyny i mechanizm. Działać trzeba małymi krokami i dużo uwagi poświęcać regeneracji, uzdrawianiu układu nerwowego. Istnieją różne proste techniki kojące nasze nerwy - oddychanie, medytacja. Nie do przecenienia jest ruch oraz kontakt z naturą, która zbawiennie na nas wpływa.
Już wiem chyba, dlaczego wciąż jestem tak głodna tej ostatniej - to nie tylko sentyment z dzieciństwa, sentyment osoby wychowanej wśród lasów i łąk.
Praca działanie są potrzebne, a nieraz konieczne, ale nie należy oczekiwać od siebie oszałamiających rezultatów już, natychmiast. Trzeba uszanować swoje niedomagania i pracować małymi krokami. Nie rzucać się od razu na wielkie wyzwania, ale raczej wyznaczać sobie małe cele.
Próbowałam tak pracować i rezultaty okazywały się zaskakująco dobre. Wciąż jeszcze tylko mam tendencje do osiadania na laurach i całkowitego odpuszczania. Wierzę jednak, że małymi krokami, powoli i świadomie uda mi się zmienić schemat i nawyki.
Sylwia przyniosła mi ulgę: mój sposób funkcjonowania to nie lenistwo, jest uzasadniony, co oczywiście nie znaczy, by mu bezwolnie ulegać. Trzeba raczej współpracować.
Trzeba uwierzyć, że jeżeli pójdę na kilkuminutowy spacer zamiast katować się, że tak bardzo nie chce mi się czegoś robić, odzyskam energię i - wcześniej czy później - chęć do działania.
No, cóż... zamierzam to przetestować, choć pewnie nie obejdzie się bez oporów w mojej głowie.