Kwękam i kwękam, aż w końcu kwękać mi się odechciało jak ręką odjął.
Mama zachorowała. Zdaje się, że poważnie.
Przyjeżdża dziś (post piszę o trzeciej nad ranem, mój organizm już przestawił się w tryb alarmowy) z zagranicy prosto do krakowskiego szpitala. Siostra wybiera się na balickie lotnisko, by ją odebrać i dowieźć do celu podróży. To siostra załatwiła miejsce w tym szpitalu. Siostra jest konkretna i obrotna.
Jadę z siostrą, chcę zobaczyć Mamę, bo nie wiadomo, kiedy z tego szpitala wyjdzie, a ja ot tak, do Krakowa się nie wybiorę. Trochę za daleko.
Nie mam pesymistycznej natury, ale doświadczenia ostatnich lat każą mi się liczyć ze wszystkim... Dlatego jadę...
Mama prawie z dnia na dzień poczuła się bardzo źle, podobno schudła jak cień i mocno osłabła.
Jadę ją zobaczyć.
Mam nadzieję, że nie po raz ostatni, ale czy to ktokolwiek wie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz