poniedziałek, 20 stycznia 2025

Pospiesznie, bo padam na ryjek.

Godzina dwudziesta z minutami, a ja już w koszuli nocnej i pod kołdrą. Za chwilę gaszę światło.
Moje życie to zmęczenie co drugi dzień. Kto tego nie doświadcza, nie pojmie.

Dlaczego nie mogę funkcjonować normalnie, być pełną życia i energii?

Coż? Nie pozostaje nic innego jak się do takiego stanu rzeczy dostosować. Liczę na to, że nad ranem przebudzę się wcześniej i dokończę robienie obiadu na jutro oraz pozmywam stertę garów w zlewie.

Teraz padam na ryjek, jak mawia jeden mój znajomek

niedziela, 19 stycznia 2025

Jadę po facetach. Wchodzisz na własną odpowiedzialność :)

Dawniej wmawiano mi, że ambitna dziewczyna nie myśli o chłopakach, bo ma ważniejsze i mądrzejsze sprawy. Ale czy to jest jedyne, co mnie zaprząta? Przecież nie. A po co udawać, że mnie takie sprawy nie dotyczą? Chcę być sobą, do kroćset, i będę sobie pisać, o czym tylko mi się podoba.

Wodnikowa Panna napomknęła o niechęci do mężczyzn, której przez jakiś czas doświadczała wskutek niełatwych doświadczeń. Chyba jestem na podobnym etapie.

Rozumowo wiem, że są na świecie panowie wartościowi, uczciwi, szczerzy i myślący. Jednakże w głębi serca chyba trudno mi w to uwierzyć. Miałam fajnego i mądrego ojca, który bardzo wysoko cenił uczciwość, więc teoretycznie powinnam przyciągać podobnych - tak przynajmniej wynika z tych wszystkich czytywanych "psychologizmów". A jednak...

Tu uwaga: panowie, którzy, być może, to czytacie, będę po Was "jechać".

Moje kontakty damsko - męskie w dużej mierze przeniosły się do internetu i stąd może jakiś mój wykrzywiony obraz. Ale na litość boską, czy sami jacyś "niedorobieni" szukają kontaktów tą drogą? Rozumiem, że komunikacja nie wprost rządzi się innymi prawami, ale czy to usprawiedliwia brak kultury, hamulców, a wręcz - odnoszę wrażenie - jakieś deficyty umysłowe?

Znam całkiem udane pary, a nawet małżeństwa skojarzone tą drogą. Są to zupełnie normalni faceci, toteż zastanawia mnie, czemu ja takich nie spotkałam. Za wysokie wymagania? Zbyt ciasno ustawione granice?

Trudno, nie pogodzę się z pewnymi sprawami. Zawsze uważałam swoje oczekiwania za normę i standard, sądziłam, że tak funkcjonuje większość ludzi, a tymczasem mocno się zdziwiłam i wciąż jestem zadziwiona pomimo przybywających lat i doświadczeń.

Standardem było (i jest?), że znajomości zaczynają się neutralnie, często przypadkowo. Rozmawia się o codziennych sprawach, szuka wspólnego języka. Nikt na tzw. dzieńdobry nie formułuje oczekiwań: "szukam blondynki, metr osiemdziesiąt, wagi 25 kilo (;) ), zresztą w "realu" widzi się od razu, kogo się widzi. A w internecie? Nawiązywanie kontaktu w internecie przypomina mi kupowanie ziemniaków na bazarze. Niezmiernie rzadko zdarzał mi się rozmówca, który zaczynał inaczej niż: "A kogo tu szukasz?", "A sama jesteś czy w związku?" itp. A jest przecież tyle możliwości zagajenia rozmowy, od których można zgrabnie i płynnie przejść do - owszem - dość istotnych pytań.

Trudno mi pojąć samą ideę "szukania", bo dla mnie chęć bliższej relacji to wynik poznawania się, pewnego procesu, który zajmuje trochę czasu.

Kiedy chcę się spotkać, chcę "tylko" porozmawiać, wyczuć, czy nam miło płynie czas w swoim towarzystwie, czy jestem danej osoby ciekawa. Panowie, których spotykałam, może nie dosłownie, ale bardzo szybko skracali dystans. Nie mówię tu nawet o seksualnych nadużyciach, ale nie zwykłam chodzić za rękę z kimś zupełnie obcym, widzianym pierwszy raz w życiu, nie zwykłam odpowiadać na osobiste i nieraz intymne pytania. Na samym starcie znajomości bądźmy po prostu życzliwymi sobie znajomymi!

Co jeszcze mam do Was, panowie?

Nudzą mnie tacy, którzy niczym się nie interesują, nic nie mają do powiedzenia. Nudziły mnie komplementy (zapewne miały nimi być): "Marta, jaka ty jesteś szczupła!", choć oczywiście w małych dawkach mogą być miłe. W ogóle jakoś nie bardzo lubię być oceniana wyłącznie pod kątem wyglądu, to takie płytkie i banalne. Złościło mnie, gdy jeden z rozmówców nieustannie zanudzał mnie o kolejne zdjęcia (o czym mu w końcu powiedziałam), a nawet nie zapytał, co to za zespół, ta Kapela ze Wsi Warszawa, gdy mu napisałam, że byłam na koncercie.

Nie stronię od dwuznacznych żartów, ale doszłam do wniosku, że z facetami lepiej nie zaczynać. Był tylko jeden, z którym opowiadaliśmy sobie kawały o bzykaniu, świetnie się przy tym bawiąc, ale bez żadnych osobistych wycieczek, zbytniej bezpośredniości. Większość zupełnie nie wyczuwała umiaru, granicy dobrego smaku i wychowania. Jeden po randce, całkiem zresztą udanej, rozochocony palnął: "piersi widziałam, wydają się obiecujące" (w ubraniu - żeby nie było...). Nożżż, kur... zapiał! Inny, też po pierwszym, zapoznawczym spotkaniu napisał, że chciałby się ze mną kochać, czym całkowicie ostudził moją początkową ciekawość i przychylność.

Jednym słowem: mężczyźni, z którymi "espekrymentowałam randkowo", byli albo nudni i prymitywni, prostaccy, albo zbyt prędcy i natarczywi. Albo niezainteresowani kontynuowaniem znajomości, ale do tego akurat każdy ma prawo, także i ja przecież.

Jak to robią inne kobiety, że poznają ludzi wartościowych? Czy ja mam takiego pecha, czy też popełniam jakieś kardynalne błędy? A może oczekuję czegoś nierealnego? Tylko - sorry! - nie mam ochoty na ustępstwa wobec samej siebie.

Nie żebym usilnie zabiegała o bycie w parze, ale chciałabym powyższą zagadkę rozwikłać.

Codziennostki

Pół dnia już śmignęło, a tyle chciałam zrobić i przeżyć. Spacer się marzył, wizyta u Mamy (czyli cmentarz, gdyby ktoś nie wiedział)... A jak co do czego, to tak błogo leżeć z laptopem na kanapie!

Odbyło się kolejne spotkanie z Pati. Dobra, serdeczna atmosfera i wiele przydatnego wsparcia. Czuję błogie ukojenie, doznałam realnej pomocy. Trwało dość długo, więc zastaje mnie południe - i lekki dylemat: robić obiad czy rzucić wszystko i wybrać się na spacer w ten cudowny słoneczny dzień.

Wiem, co powiedziałaby Pati (i zapewne nie tylko ona): zatrzymaj się i poczuj, czego naprawdę pragniesz.

Zdecydowanie pragnę wyjść i skorzystać z dobrodziejstw natury. Idę na cmentarz, a do domu wrócę okrężną drogą. Za cmentarzem są tory, a wzdłuż torów polna ścieżka i krzaki - głóg, dzikie róże, tarnina, wśród których buszuje ptactwo. I na to właśnie mam ochotę!
No, to idę :)

Z aktualności moich prywatnych i domowych: zepsuł się bojler po czterech może latach od zakupu. Z nieocenioną pomocą przyszedł sąsiad ; stanowczo umiejętności techniczne i mechaniczne, smykałka do różnych napraw u mężczyzn są seksi! :) Daję prawo obu płciom do różnych predyspozycji i upodobań, ale to jest męskie, seksi i basta :) I jak fajnie mieć blisko takie wsparcie. No i sąsiad jest uczciwy, choć regularnie muszę go ?ochrzaniać za spóźnianie się ze zwrotem pożyczanych od czasu do czasu pieniędzy. On akceptuje moje ochrzanianie, a ja się chyba przyzwyczajam, że od czasu do czasu trzeba mu "nawsadzać". Grunt, że "wsadzanie" skuteczne :D

Tę awarię uznałam za test mojego spokoju i niepanikowania w obliczu problemów. Wyskok z kasy był dość spektakularny, ale czuję głęboką pewność, że jak z wieloma rzeczami, tak i z tą sobie poradzę. Ba, już sobie poradziłam.

A pieniądze? - to tylko pieniądze, wszak po to są, by je wydawać.

niedziela, 12 stycznia 2025

Odzyskuję spokój i ustawienia fabryczne

 Nic właściwie nie mam do napisania. Ot, wyszłam wieczorem, zanieść tę pościel do kolegi, śnieg już nie padał, a ten pod nogami z wolna zamienia się w breję - i po całej magii.

Zamieniłam dwa słowa z D. przez Messengera. Drętwo się rozmawiało. D. układa sobie życie od nowa, rozstała się ze swoim partnerem po wielu rozterkach i "nerwówkach". Znalazła sobie jakieś fajne towarzystwo i cieszy się życiem. Mam wrażenie, że jest na podobnym etapie, co i ja dziesięc lat temu - zachłyśnięcie się swobodą i chęć korzystania z rozrywek. Zresztą zawsze lubiła się bawić, tańczyć, oddawać się życiu towarzyskiemu. Niech więc robi, co jej służy. Ja jednak już nie czuję dawnego porozumienia z nią, oddaliłyśmy się od siebie, nad czym już nie ubolewam.

Zagadała też Aśka. Opowiedziałam jej, co u mnie słychać, wspomniałam, jak mile zaskoczyła mnie gratyfikacja finansowa od mojego kolegi. A ona na to: "To wasza sprawa". Wiem, że był to zupełnie neutralny komunikat, ale poczułam się niemiło - tak jakby zarzucała mi wciąganie jej w te nasze sprawy. Aśka ma i zawsze miała specyficzny styl, ale zastanowiło mnie, czy nie jestem zbyt czepialska lub przewrażliwiona. A także - czy muszę się godzić na niemiłą komunikację.

Wspominałam kilka razy o czymś, co ktoś nazwał ustawieniami fabrycznymi w naszej psychice. Moja znajomość z Aśką i D. była aktem otwarcia się na ludzi innych niż dotychczas, w ogóle otwarcia się bardziej. Jednakże po paru zgrzytach dochodzę do wniosku, że moje fabryczne ustawienia funkcjonowały nie najgorzej i nie warto ich kwestionować. Owszem, mogę czasem wyjść poza nie, ale mogę też spokojnie im zaufać. Kogo jak kogo, ale koleżanki zwykle przyciągałam bardzo właściwe,  nadające na wspólnych falach, a te dwie to wyjątek. Gorzej natomiast z rodzajem męskim, ale tym się w tej chwili i w tym poście nie zajmuję.

Odzyskuję spokój po silnych emocjach odnośnie tych dwóch osób.

Niedziela, czas dla mnie.

Pierwsze spotkanie z Pati już za mną. Czuję się bardzo nim zbudowana i wsparta, wzmocniona. Czuję pozytywną energię.

A teraz myślę, co dalej, z tak pięknie zaczętym dniem.

Myślałam, żeby zrobić sobie cudowny zimowy spacer w padającym śniegu. Tak biało i cudnie na świecie. Ale marzy mi się też dłuższy seans w łazience, zrobiło się też późno i niebawem pora na obiad. Był pomysł, by zjeść w mieście, lubię się tak czasem porozpieszczać. W lodówce jednak czeka mięso pozostałe z poprzedniego obiadu ; nie pozwolę, by się zmarnowało, dorobię sos, ugotuję makaron, machnę surówkę... A do mieszkania kolegi wybiorę się później, choćby nawet wieczorem, bo muszę zanieść wypraną pościel. I jak mi "palma odbije", może w drodze powrotnej zaproszę się na ciastko w jakimś lokalu.


Kurrrrde, czy napoczęta, zamknięta w słoiku przeszło rok temu henna do włosów na coś się jeszcze przyda? Ufarbowałabym sobie wreszcie łeb na rudo, bo lubię być rudzielcem. Boję się jednak, że skończę jak Ania z Zielonego Wzgórza, która akurat rudości chciała się pozbyć i włosy "wyszły" jej zielone.

Hehehe, henna rok w słoiku...., widać, jak wielką wagę przywiązuję do kwestii urody. Wiele kobiet to uwielbia, a dla mnie - cóż... czas, który mogłabym przeznaczyć na rzeczy znacznie bardziej mnie interesujące. Nuuuuda! Ale miło mieć efekty.

sobota, 11 stycznia 2025

Nowinki z mijającego tygodnia.

 Wróciło się do pracy i ma się mniej czasu na blogopisanie. Ale dziś sobota, w dodatku samotnie w domu. To mogę popisać, co się działo w tygodniu.

Zatem dostałam od lekarki "rodzinnej" skierowanie do neurologa. Do specjalistki, którą mi polecało kilka osób, terminy były odległe, więc znalazłam inną, która przyjmie mnie jedenastego lutego. Grunt to złapać punkt zaczepienia i zrobić pierwszy krok do lepszego zaopiekowania się sobą. Drugi specjalista - reumatolog - w dniu urodzin mojej Mamy, a więc trzeciego lutego. Myślę, że jak zwykle, skieruje mnie na oddział reumatologiczny, którego jest ordynatorem. Nie będę się wcale przed tym bronić, traktuję te pobyty jak nadprogramowe wakacje, a regularne badania to w niektórych chorobach priorytet ; wygodniej wszystkie zrobić na oddziale niż "latać" po przychodniach.

Kolega, któremu pomagam w mieszkaniowych interesach, zwrócił mi poniesione koszty i dodał to tego jeszcze coś od siebie. Ucieszył mnie ogromnie i choć nie lubię się przechwalać, podzielę się swoją radością: kupiłam za to buty (w szmateksie, wiec niedrogo) koleżance, która żyje w bardzo trudnych warunkach, a potrzebuje specjalnego obuwia, bo choroba zdeformowała jej stopy. To była wielka radość, że mogłam sprawić jej prezent. Szkoda tylko, że prezent okazał się nietrafiony ; buty - śniegowce, choć większe o numer, okazały się za ciasne w podbiciu. Skoro jednak kolega płaci, może jeszcze nadarzy mi się okazja.

Napisałam też dzisiaj do Aśki rzeczowy, szczery i zwięzły list. Aśka odpisała równie rzeczowo i konkretnie. Jestem jej wdzięczna, że nie okazała się osobą zawziętą i pamiętliwą. Mam nadzieję, że obie wyciągniemy właściwe wnioski z nieporozumienia. Ludzi lubię, potrzebuję ich, aczkolwiek chyba zaczynam odzyskiwać poczucie tłumionych przez całe życie granic... Nie, nie tłumionych, ale nieuświadomionych. I to uważam za postęp. Trzeba tylko się nauczyć pilnować ich asertywnie. Zasługa to Pati i regularnego czytywania jej.

Pati otwiera jutro nowy Rok Przebudzenia, w którym zdecydowałam się wziąć udział. Jutro pierwsze spotkanie online. Czekam jak na święto!

"Nudne" szczęście.

Blogowe koleżanki napisały, że lubią "nudne" życie. O tak, ja też! Sztuką jest przeżywać zwyczajność niczym coś niezwykłego. Bo czy oczywiste jest, że żyjemy? Na forum napisała mi kiedyś koleżanka, że to, nad czym się rozwodziłam - mianowicie, że receptą na smutki i samotność jest docenianie każdego drobiazgu, który nas spotyka - to "pierdoły tworzące codzienność". Poczułam głęboki sprzeciw. To nie są pierdoły, pierdołą jest to, co za nią uznamy, podobnie jak sami nadajemy znaczenie poszczególnym sprawom. Nie godzę się na lekceważenie zwyczajności.

A więc chwała nudzie i codzienności! Mojemu kotu, który, wbrew temu, co się mówi o kocim indywidualizmie, przemieścił się za mną do kuchni w poszukiwaniu towarzystwa. Mojej pralce, która wiruje tak, że niemal zagłusza moje myśli. Mojemu piecowi, w którym tak wspaniale huczy ogień i mojemu szlafrokowi w żółte kwiaty. I stu tysiącom wszystkich innych spraw.

Zastastanawiałam się też, pod wpływem różnych rozmów, które chwile w swoim życiu uważam za najszczęśliwsze. Wniosek: nie chwile, lecz emocje ; nie emocje nawet a to głębokie poczucie, że jestem połączona ze sobą i całym światem, życiem. Stan głębokiej akceptacji i zgody - harmonii. Bywało to w różnych momentach i nie zawsze były to momenty, w których "działo się". Szczęście to stan duszy, umysłu, serca. Szczęście jest bardzo dostępne.

Więc jestem sobie dzisiaj szczęśliwa.