Niedawno cudowna, pogodna jesień, a od wczoraj chłód i deszcz, co zupełnie mi nie przeszkadza, byle nie trwało za długo.
Jesień to dla mnie czas wycofania się w domowe zacisze i swoje "intymny mały świat". Tego roku - spodziewam się - wybrzmi to jeszcze bardziej niż zwykle, bo zostanę w domu sama (jeśli nie liczyć kota). I wiecie - cieszę się na to. Nie sądzę naiwnie, że czekają mnie same rozkosze, ale z pewnością dużo swobodniejszy tryb życia, brak pewnych zobowiązań, a więc i przestrzeń na inne sprawy.
Moje "synusiątko tycie-malucie!" wyprowadza się dzisiaj do stolicy województwa, gdzie niebawem rozpocznie studia na Politechnice. Z całego serca trzymam za niego kciuki i z ciekawością oczekuję nowych wieści oraz wrażeń. Po południu moja siostra zawozi na stancję jego oraz potrzebne manatki. Jadę z nimi, bom matka, a poza tym syn wyraźnie chce się dzielić ze mną swoim życiem, chociaż jasne, że nie całym. Chce mi pokazać swoją stancję.
Cieszy mnie to moje macierzyństwo, choć każda z nas, matek wie, jakim bywa ono wyzwaniem. Mam jednak poczucie, że - nie tylko w tej sferze - nie święci garnki lepią, mogę zaufać sobie, własnej intuicji, a poza tym nie jestem sama, w razie kłopotów umiem sięgnąć po wsparcie.
Myślę, że jestem niezłą matką. Jak to się mówi, wystarczająco dobrą. Syn wyrósł mi na chłopaka z charakterem i rozsądkiem. Nie idealizuję go, ma swoje wady, ale jest naprawdę w porządku. Przecież i ja nie jestem pozbawiona słabości - to takie oczywiste.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz