Często bywa tak, że zaczynam post z jakąś myślą, a potem te myśli dryfują swobodnie i odbiegam od rozpoczętego tematu. Wszelako nic to 🌝
Miało być w poprzednim wpisie o innych sprawach, a poszybowałam w stronę macierzyństwa i satysfakcji z niego. Przy okazji tego pojawiły mi się bardziej ogólne refleksje, choć może (zapewne) się z nimi powtarzam.
Mam prawie pięćdziesiąt lat (o rany, jak poważnie to brzmi!), więc doświadczeń i przemyśleń całkiem już spory zasób. A jednym z najważniejszych jest wniosek: poradzę sobie, cokolwiek mnie w życiu spotka! Wiem, że może zabrzmieć butnie, ale wcale nie wykluczam trudności i bólu. Po prostu wiem, że póki żyję - wszystko się ułoży.
Bardziej czuję niż wiem: "póki żyję", ale i ciąg dalszy jest taki, jak być powinien. Przeraża nas, żywych, ale jakoś tak przeczuwam, że siła wyższa wszystko ułożyła sensownie. Kto wie, może ci po drugiej stronie godni są naszej zazdrości. A jeśli nie ma dalszego ciągu? Jeśli jest pustka? To też ma jakiś niepojęty dla nas i nieogarniony sens. To też... ciąg dalszy. Nie ma co trzymać się wyobrażeń, dla mnie puszczenie pewnych spraw wolno, przyznanie, że po prostu nie wiem to akt pokory, a tę uważam za przejaw mądrości.
No, właśnie... jak płynnie udało mi się przejść do kolejnego wątku, który żywo mnie porusza.
...Straszy się nas życiem, jest to wszechobecne. Dominuje retoryka wysiłku i cierpienia.
Mówiono mi: czekaj, aż syn skończy szesnaście lat, wtedy oszalejesz - nic takiego nie nastąpiło.
Mówi się dookoła: wojna, pandemia, drożyzna - a przecież ciągle świat się kręci... a my z nim.
Koleżanka lamentuje, jak trudno żyć w Polsce, jak brakuje jej finansów - a co rusz nowa kiecka i to wcale nie za trzy złote (ochoczo i z powodzeniem polowałam na takie trzyzłotówkowe okazje, aż musiałam sobie to wyperswadować, zagrożona nadmiarem). Co rusz wyjście na jakąś imprezę, a w domu zupełnie niezłe obiady. Sama w głowie miałam schemat i przekaz: "Brakuje pieniędzy!", co okazało się prawdą... względną.
"Ciocie Dobra Rada" wskazywały mi jedynie słuszną drogę w wychowywaniu syna - posłuchałam, nawet czasami skorzystałam z rad, ale bardziej słuchałam siebie i źle na tym nie wyszłam.
Przyzwyczaja się nas do narzekania i bania się życia. Nie przekazuję tego swojemu synowi
Nie popieram beztroski i naiwności, lecz jestem po prostu za rozsądkiem i niedawaniem się zwariować.
Nasze życie w naszych rękach... i głowach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz