piątek, 2 lutego 2024

Krok w samodzielność

Syn zastrzelił mnie swoim nowym szatańskim pomysłem.

Jeszcze gdy byłam w szpitalu, odebrałam od niego telefon... Ale od początku!

Misiek wrócił z naszego wrześniowego wypadu do Sztokholmu wniebowzięty i podekscytowany. Spodobały mu się wojaże, spodobał się świat odleglejszy od naszego powiatowego miasteczka.
Zaczął namiętnie studiować ceny kursów samolotów za granicę. Rzeczywiście można teraz znaleźć niesłychane okazje.

No i teraz przystępujemy do sedna opowieści.
Dzwoni Misiek do mnie w styczniowy wieczór i oznajmia, że wyszukał świetną okazję, lot do Sztokholmu za jedyne siedemdziesiat złotych w jedną stronę za osobę. "Mama, a pozwolisz mi lecieć z W. (dziewczyną syna)? Wszystko już mam ogarnięte: nocleg, samolot". Syn zapewnił mnie, że dobrze posprawdzał informacje, zasięgnął opinii o kwaterze w centrum Sztokholmu.
Znam własne dziecko, rozsądku mu raczej nie brakuje, dobrze sobie radzi w różnych sytuacjach, jest spokojnym chłopakiem, ale tu mnie jednak zaskoczył. W pierwszym odruchu odparłam: "Chyba tak", a dopiero po zakończeniu rozmowy zaczęłam myśleć i snuć wątpliwości.
Pierwsza taka poważna, samodzielna wyprawa... W daleki świat bez opieki i wsparcia... Trochę strach... A co na to rodzice W.?
Postanowiłam pomówić ze "swatową" i dowiedzieć się, jak ona się na to zapatruje. A tymczasem mama dziewczyny cała w stresie i wyraźnie niezadowolona z pomysłu młodych. Mówi do mnie: "Nie zabronię jej, ma już 20 lat (rocznikowo), ale czy to bezpieczne? Może niech poczekają do lata, pojadą z większą grupą" - i tak dalej. "Wyczuwam, że jest pani przeciwna" - skwitowałam i usłyszałam, że raczej tak. Odparłam na to, że ja też mam swoje obawy. "W pani nadzieja, że pani im to jakoś wyperswaduje" - usłyszałam.
Obiecałam, że porozmawiam z latoroślą, ale nie ręcząc za efekty. Zanim jednak do rozmowy doszło, otrzymałam wiadomość: "No, dzięki! Rodzice W. powiedzieli że jej nie puszczą, bo ty się nie zgadzasz."

Najgorsze jest jednak to, że firma przelotowa zabezpieczyła się solidnie przed stratami finansowymi. Bilet W. nie podlegał zwrotowi, nie było też mowy o "podstawieniu" innej osoby, gdyż dane wprowadzono już w system komputerowy (bazę czy jak to nazwać ; nie radzę sobie z fachowym słownictwem). Bilet po prostu przepadł i syn oddał dziewczynie pieniądze ze swoich osiemnastkowych wpływów (dzięki którym stać go było na sfinansowanie przedsięzwięcia). Szkoda byłoby, aby przepadł i bilet syna.
Po naradzie z moją siostrą (bo potrzebowałam złapać dystans do sprawy) oraz z bezpośrednim zainteresowanym, stwierdziłam, że jednak podejmę to ryzyko i pozwolę mu na wyjazd w towarzystwie chętnego kolegi. Kolegę znam, jest zrównoważony, a jego matka też podeszła do sprawy z zupełnym spokojem.

Może było błędem, że odezwałam się do matki mojej "synowej", mogłam się przejmować wyłącznie moim synem, ale gdyby jednak doszło do jakiegoś wypadku - nie spojrzałabym "swatom" w oczy. Wolałam mieć pewność, że zgadzają się na tę wyprawę. A wyszło, co wyszło.

Pogadałam i z W., wyjaśniłam, przeprosiłam. Zareagowała bardzo rozsądnie i wyrozumiale, a ja pocieszyłam ją, że pierwsze koty za płoty i jeśli mój syn wróci cały, zdrowy, może się to okazać przekonujące dla mamy.

Aczkolwiek skłamałabym, że mojemu przyzwoleniu towarzyszy zupełna beztroska.

Młody wylatuje tylko na trzy dni, więc nie będę się długo denerwować.


2 komentarze:

  1. Dobrze zrobiłaś puszczając syna w podróż. Do odważnych świat należy, a co on zobaczy, tego nikt i nic mu nie odbierze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem tego samego zdania, a jednak ten podróżniczy debiut syna nie był dla mnie łatwy. Na szczęście, póki co, wszystko jest w porządku ; co jakiś czas, nie za często, pytam syna, czy żyje, i dostaję twierdząca odpowiedź :)
      Jutro wraca, ale jeszcze po drodze planuje zatrzymać się na dzień u swojej najmilejszej.
      Pozdrawiam.

      Usuń