Capnęłam z bibliotecznych opracowań świetną książkę na weekend (popiątek): "Jak starzeć się bez godności". Ujęła mnie przekornym tytułem i pełną humoru narracją.
Już od dawna mierzi mnie często powtarzające się w różnych artykułach zdanie, że kobiety w "pewnym" wieku czują się "przezroczyste", nieatrakcyjne, niezauważane. W tej książce również o przezroczystości mowa.
Wywołuje to we mnie sprzeciw.
Dla siebie nigdy nie będę przezroczysta! A dla innych? A w nosie to mam, bo ci, na których mi zależy, zauważają mnie jak najbardziej. Nie brakuje mi w życiu przyjaznych ludzi.
Jasne, że przyjemnie się podobać, ale nie zależy mi na tym jakoś nadzwyczajnie. Nie mam potrzeby, aby mężczyźni wodzili za mną wzrokiem, choć oczywiście i od nich, i od koleżanek miło jest usłyszeć: "Świetnie wyglądasz". Ale jakoś jestem spokojna, że komu mam się spodobać, to się spodobam. Niezanadto o to zabiegam. R. podsumował kiedyś: "Ty masz na to wywalone, ale kiedy trzeba, w 15 minut zrobisz z siebie zaj...tą laskę". Jakoś nie mam potrzeby dowartościowywania się przez wygląd, lubię się podobać sobie i innym... na własnych warunkach, jak to nader trafnie ujęła współautorka rzeczonej książki.
Ośmielę się także stwierdzić, że na pewnym etapie życia kompleksy odnośnie wyglądu są... infantylne. Albo się coś ze sobą robi, jeśli tak bardzo to przeszkadza, albo pracuje się nad poczuciem własnej wartości i samoakceptają.
Nie jest to chlubny przykład i tu zachwycona sobą nie jestem, ale na własnej skórze przekonuję się, że nie wygląd decyduje o naszych relacjach z otoczeniem, ale raczej energia, jaką się roztacza, emocje, jakie wywołujemy w otoczeniu. Chodzę teraz mianowicie ze szczerbą w zębach, bo niewyobrażalnie trudno jest mi przełamać swój lęk przed leczeniem w narkozie (obiecuję sobie, że za jakieś 3 miesiące pojadę do sanatorium już z pięknym uśmiechem, ale gdybyż to takie proste było!). Absolutnie ten brak nie zmienił relacji z innymi w moim życiu. Jestem nadal lubiana przez tych, którzy lubili mnie wcześniej. Mężczyźni może nie ścielą mi się do stóp, ale też nie jestem tym obecnie zainteresowana. Koledzy, którzy byli w moim życiu - pozostali w nim nadal.
Problem przezroczystości jest dla mnie problemem wydumanym.
PS Ba! Przezroczystość bywa wybawieniem od zbyt ochoczo okazywanego zainteresowania, o czym opowiada żydowski dowcip:
Dobiega końca wieczerza szabasowa i uczestnikom zbiera się na rozmowy o dzisiejszej młodzieży. Oczywiście niepochlebne.
Wszyscy z rozrzewnieniem wspominają niegdysiejszych układnych młodzieńców. Jedynie pewna leciwa matrona jest innego zdania:
- Aj! czego wy od nich chcecie? jak byłam młoda, chłopcy nie dawali mi ulicą przejść, zaczepiali, nagabywali, do jakich rzeczy namawiali - tfu!
A dziś młodzi chłopcy wcale mnie nie zaczepiają.
Dowcip dowcipem, ale czasem dobrze mieć święty spokój.
Dokładnie, masz pełną rację. Ja podobnie, jak Ty, zamierzam starzeć się naturalnie, robiąc wszystko to, co do tej pory, o ile zdrowie pozwoli. Nie w głowie mi fryzury i stroje stosowne dla pań w moim wieku, choć pewnie znajdzie sie grono, które uważa inaczej. Nie pragnę też szaleńczo zachować młodości, chcę sie cieszyć życiem i czerpać z niego na każdym etapie.
OdpowiedzUsuńMiło jest dobrze wyglądać, ale cenię też odrobinę swobody i równowagi w tych sprawach.
OdpowiedzUsuń