piątek, 2 lutego 2024

Samoobserwacja

Ano badam siebie i swoje stany. Ano przyglądam się i obserwuję.
Dwa ostatnie dni miałam kiepskie. Wczoraj powody były dość oczywiste, matka natura dała głos, ale przedwczoraj?
Pomyślałam, poszukałam w pamięci i wydedukowałam: poprzedzającej nocy nie mogłam zasnąć do trzeciej nad ranem. Ki diabeł? Ano taki, że wcześniejszego dnia zapomniałam zażyć swoje codzienne lekarstwa rano, więc postąpiłam w myśl zasady: lepiej późno niż wcale, i łyknęłam medykamenty pod wieczór. W internecie wyczytałam że jak najbardziej może to być przyczyną bezsenności. Postanowiłam jeszcze to kiedyś, w wolnym dniu przetestować.
Już pisałam, wiele razy, jak bardzo dał mi się we znaki brak energii i jaka uciążliwa bywa w tym braku codzienność. Wydałam wojnę problemowi, sprawdzam, co mi pomaga, a co wręcz przeciwnie.
Jak napisałam także, ważne jest to, co mnie raduje i sprawia przyjemność. Ważne jest dostarczanie sobie ruchu, słońca i świeżego powietrza - to realnie poprawia mi samopoczucie. To mnie wręcz uszczęśliwia. Nie darmo pisze się o wyzwalaniu endorfin przez fizyczny (rozsądny) wysiłek.
Ważne szalenie jest, bym była wyspana, bo na braki w tym zakresie jestem bardzo wrażliwa. Ukróciłam sobie ukochane nocne markowanie w ciągu tygodnia, gdy muszę wstawać do pracy i w pracy zachować dobrą formę.
Stwierdziłam też, że nie ma co się katować wymaganiami wobec siebie. Przez ostatnie dwa wieczory zwolniłam się z "domowej pańszczyzny". Co musiałam zrobić, to oczywiście musiałam, dziecko głodne chodzić nie może, ani ja zresztą, ale naczyniom w zlewie nie stanie się nic, jeśli poleżą przez noc. Leżały nieraz i jakoś karaluchów to nie przywabiło. Robiłam więc wczoraj minimum, poleniuchowałam na kanapie, a dziś mam werwy za trzy Marty ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz