Warto badać, co czujemy w jakich sytuacjach, co nas buduje, a co - rujnuje. Co sprawia, że chce się żyć, a przez co żyć się odechciewa. I dawać sobie jak najwięcej tego dobrego pożywienia dla duszy i serca. Że nie wspomnę o ciele.
Jestem dziś cudownie i obficie nakarmiona. Moim pożywieniem była bliskość z siostrą i ruch. Jejku, co za radość! Jaka jestem dzisiaj szczęśliwa!
Wybrałyśmy się na lodowisko. Kilka lat, odkąd mój synek zmienił się w syna i woli chodzić własnymi drogami, nie jeździłam na łyżwach, bo samej jakoś trudno mi było się zmobilizować.
Towarzystwo na kolejne lyżwiarskie wypady również mi dzisiaj spadlo jak z nieba. Po seansie odwiedziłyśmy naszego brata, a tam jego córka, dwunastolatka, słysząc o lyżwach, odezwała się z żalem: "Dlaczego mi nie powiedziałyście?". Zapewniłam ją, że następnym, niedalekim razem będę o niej pamiętać.
Nie należę do osób, którym do wszystkiego potrzebne jest towarzystwo, ale miło je mieć, to zachęca do różnych aktywności.
Jutro siostra już wraca do Włoch. Była w naszym mieście raptem tydzień, ale po raz pierwszy od tylu lat mam poczucie, że nabyłam się z nią do syta.
Ja zaś wracam wreszcie do pracy i na myśl o tym czuję, jakby mnie z powrotem zamykano w klatce. Jestem jednak "dużą i rozsądną dziewczynką".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz