Zmęczona dziś jestem, a to pewnie wskutek wczorajszego dość intensywnego dnia i kontaktu z alkoholem. Na co dzień jestem niemal abstynentką, unikam trunków ze względu na stale zazywane lekarstwa, więc organizm w bojach niezaprawiony (chociaż, broń Boże, nie nadużyłam trunku) :)
Synalek rozpoczął ferie zimowe, na "popiątek" wybyl do miasta wojewodzkiego, gdzie ukochana, i zamierza wrócić dopiero jutro. Już nawet profilaktyczne kazania o niepowoływaniu nowych obywatelina świat mi się znudziły, a młodzi twardo twierdzą, że niemowląt nie lubią i nie chcą. No, cóż... młodzi są...
Ja dzieci kocham od zawsze i wszystkie są moje, ale wnuki stanowczo niech jeszcze poczekają.
Do południa porządkowałam mieszkanie, zawiesiłam kupione za pięć złotych kolorowe firanki w kwiaty i motyle. W międzyczasie przyszła siostra, ta z Włoch, z córką i chłopakiem córki. Poczęstowałam ciastem i obiecanym szampanem, z młodymi, którzy nie mówią po polsku konwersowałam za pomocą tłumacza Google. Chłopak siostrzenicy pochwalił mnie, że jestem bardzo zabawna, bo byłam skora do żartów i radosna.
Potem wybrałam się do koleżanki, z którą byłam umówiona. Poznałam ją kiedyś u bratowej, a od pewnego czasu chyba się zaprzyjaźniamy. Sporo mamy wspólnych zainteresowań i upodobań. Zjadłam u niej dwa talerze pysznej zupy pieczarkowej i przyniosłam od niej pożyczoną mi na czas nieokreślony gitarę jej przyjaciela. Popróbuję samodzielnej nauki gry. W dobie internetowych instruktaży to bez porównania łatwiejsze niż za czasów mojej młodości. Najwyższa pora na spełnianie latami odkładanego marzenia.
Koleżanka uświadomiła mi, jaki mam dar i szczęście: powiedziała, że zazdrości mi więżi z rodzeństwem. Ona, podobnie jak ja, ma dwie siostry i brata, ale nie dana jej taka bliskość. A dla mnie to tak bardzo naturalne i oczywiste.
W drodze powrotnej wstąpiłam do drugiej siostry, gdzie zatrzymała się siostra z Włoch na czas przyjazdu. Łyknęłam trochę szampana, ale ze spotkania wyszłam dość wcześnie, bo zależało mi na dostępnym za darmo tylko do północy filmie z internetu - "Mądrość traumy" z terapeutą Gaborem Mate. Film poruszający i mąðry. Według Mate największym dramatem nie jest sama trauma, lecz przeżywanie jej zupełnie samotnie, bez żadnego wsparcia. Trauma jest "normalną rekacją na nienormalne sytuacje".
Dziś więc snuję się lekko "wczorajsza", być może też na skutek intensywnie spędzonego czasu.
Wieczorem wpadła "włoska" siostra, tym razem bez dzieci. Obejrzałyśmy sobie razem "Johny;ego" na Netflixie, film o księdzu Kaczkowskim i jego "synku", podopiecznym Patryku Galewskim, chłopaku z marginesu społecznego, któremu ks. Jan pomógł odbić się od dna i rozpocząć zupełnie nowe życie. Film spodobał się siostrze.
Na jutro umówiłyśmy się na szmateksowe łowy i może również na łyżwy. Wzięłam urlop na ten rodzinny czas.
* * *
Nie zamierzałam dzisiaj pisać nic na blogu, ale przeczytałam weekendową relację Siedmiu Wiatrów i jakoś mi się zachciało podzielić swoją (nie)codziennością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz