sobota, 27 stycznia 2024

Energia

Z koncertu wróciłam bardzo "zadowolniona" :)
Mnie to potrzebne, choć nieraz wygrywa wewnętrzy leniuch i piecuch: ruszyć się za próg domu, dostarczyć sobie bodźców, których w czterech ścianach nie uświadczysz. I te bodźce to wcale nie muszą być wielkie sprawy, spektakularne atrakcje. W domu nie usłyszę pierwszego wiosennego skowronka nad polami za cmentarzem, gdzie odwiedzam grób rodziców, nie zobaczę sójki, która przyleciała na podwórze w przepychu swoich piór. W domu nie spotkam zupełnie przypadkowej osoby, która powie mi coś, co może zapamiętam na całe życie. Wychodzenie z domu, choćby tylko na spacer po najbliższych ulicach, dodaje mi energii, chęci i inspiracji do życia. Już to wiem, już jestem tego pewna niezbicie i dbam, aby sobie to dawać.
Z koncertu nie skorzystałam należycie, bo wciąż jeszcze nie radzę sobie dobrze z rozumieniem mowy. Dźwięki są głośne, ale mózg nie nadąża z przetwarzaniem na znaczenia. Dobrze było jednak "zmienić powietrze", odetchnąć odrobiną kultury.
Siedziałam obok kobiety, na którą zerkałam z ciekawością, bo była ubrana tak jak lubię: z odrobiną artyzmu, a jednocześnie niekrępująco, wygodnie. Nie jakieś tam szpilki, tylko płaskie buty, w których można przejść cały świat, ale za to sukienka, czerwony płaszcz i piękny szal. Uśmiechałyśmy się do siebie w czasie koncertu, a potem nawiązałyśmy rozmowę i kobieta zaproponowała, byśmy się przeszły razem, bo bylo nam po drodze. Bardzo sympatyczna, otwarta i inteligentna osoba. Przy okazji dowiedziałam się paru ciekawostek o mieście, które odwiedziłam, a które jest jej miastem rodzinnym.
Pociąg powrotny podjechał jak na zamówienie, a liczyłam się z bardzo późnym powrotem do domu. Cała drogę rozmawiałam przez Messenger ze "szwedzką" ciocią, siostrą Mamy, która właśnie do mnie zadzwoniła. Raczej nie wypada prowadzić przy ludziach głośnych prywatnych rozmów, ale olałam ; nie co dzień jest okazja pogadać z ulubioną, a tak odległą (fizycznie) ciocią.

I tak to dzień minął. Dobry dzień w dobrym nastroju, z zastrzykiem radości na kolejne dni.

* * *

Znalazłam, będąc w szpitalu, taki jeden "rozwojowy" blog (no, co ja poradzę, że takie lubię i że to mi teraz w duszy gra!). Zafrapowało mnie w nim pytanie, w jakiej jestem zwykle podstawowej energii - takiej "ustawionej fabrycznie". Gdy mam czas dla siebie, jestem sama ze sobą, nikt i nic niczego mi nie narzuca ani nie ogranicza. Warto z taką energią jak najczęściej się łączyć, badać, co nadweręża nasze zasoby, by o nie zadbać, chronić je. Odnajdywaniu swojej energii sprzyja przebywanie we własnym towarzystwie, medytowanie, pisanie dziennika itp. Czyli wszystko, co  lubię i lubiłam zawsze, nawet nie wiedząc jeszcze nic o medytacjach. Może tylko mniej wiedziałam o uważności, a teraz cenię ją ogromnie. Mody modami, ale naprawdę - supersprawa! Do mojego charakteru i temperamentu bardzo pasuje, nie męczę się dumając długie kwadranse nad wodą.

Moja energia jest refleksyjna, spokojna, ale też naprzemienna, bo bywam żywa, spontaniczna i radosna. Nie lubię ramek i narzucania mi czegokolwiek wbrew mojej woli. Lubię po swojemu, w swoim tempie i rytmie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz