poniedziałek, 29 stycznia 2024

Wieczorny dopisek

Kot wczoraj szurał łapami po szybie salonu, więc eksperymentalnie otworzyłam okno. Wyskoczył do ogródka i pokicał gdzieś przed siebie. Spotkałam go kilka godzin później na podwórku, więc zgarnęłam do domu. Dziś sytuacja się powtórzyła. Wypuszczony na podwórze Mruczuś zameldował się wieczorem, o dziwo, tuż po tym, jak biegającego pod domem psa przywołał do mieszkania sąsiad.
Cieszyłabym się, gdyby Mruk wychodził na zewnątrz, byle się nie oddalał. W domu poważnie nadwerężył mi tapicerkę kanapy. Niestety, zwierzęta i domowe sprzęty to niekoniecznie zgodny duet. Wolę jednak mieć dom pełen ciepła i życia niż wymuskane zimne muzeum, gdzie sprzęty są ważniejsze od mieszkańców. A najlepiej wypracować kompromis.
W drapaki dla kotów nie wierzę. Brat miał i skwitował krótko: gdyby w domu został tylko drapak, to może by swoją rolę spełnił :) Koty drapią, co im się podoba, nie zaś to, co im wolno.

Z siostrą spędziłam dziś miłe cztery godziny. Nakupiłyśmy ciuchów za niewygórowaną cenę, bo trafiłyśmy na cotygodniowe przeceny. Tylko w jednym obniżek nie było więc buty-sznurowańce na obcasie, kosztowały mnie całe trzydzieści złotych. Ale już kurtka-plaszcz za kolana (albo w kolano, nie pamiętam) - raptem osiem złotych. Bogiem a prawdą, niepotrzebna mi ona, ale uległam pokusie.
Wszystkie kobiety w naszej rodzinie mają fioła na punkcie ubrań - może tylko młodsza siostra mniej.
Nie posiadam prawie jakichś mazideł, balsamów, wystarcza mi krem do twarzy i mydło lub żel pod prysznic. Nie maluję się praktycznie wcale (tylko od wielkiego dzwonu i to nie zawsze, albo w przypływie niezwykle sporadycznej fanaberii). W charakterze balsamu do ciała używam oleju kokosowego, który i w kuchni się przydaje, czasem robię domowy peeling z oliwy lub wspomnianego oleju czy oliwki dla niemowląt i fusów po kawie. To mi wystarcza, szkoda mi wydawać pieniędzy na kosmetyki, które potem stałyby nieużywane. Jakieś bardziej czasochłonne zabiegi, domowe SPA to dla mnie nudne zajęcie, w którym nie znajduję przyjemności. Minimum, które stosuję, to wyłącznie z rozsądku, bo suche (efekt choroby zwanej m.in zespołem suchości) włosy i skóra same upomniały się o więcej troski.

Natomiast "szmaty" kocham, kocham, kocham! :) Jak moja śp Mama...

Co jeszcze miłego mnie dziś spotkało? Kolejne potwierdzenie: ma się to szczęście do życzliwych ludzi. Gitara od koleżanki okazała się nie pożyczką na dłużej, ale prezentem. Co za szalona dziewczyna! Sprawiła mi wielką radość.

* * *

Dobro krąży.
Nie zawsze udaje mi się zrewanżować ofiarodawcy, a spotkało mnie w życiu wiele niespodziewanej hojności, ale zdarza mi się oddać dobro w inne ręce. Nie chcę, by to brzmiało jak przechwałki, ale wspieram teraz żywnością koleżankę pozbawioną środków do życia, dam jej a to ziemniaków, a to jajek, a to zupy w słoiku ; wzięłam udział w zbiórce pieniędzy na operację ojca innej koleżanki. Obiecałam sobie że od czasu do czasu, a jak mnie będzie stać, to systematycznie wesprę jakąś działalność charytatywną.

Płacę długi wdzięczności, choćby tylko skromnie, podając dobro dalej.
To samo powiedziałam wspomnianej koleżance: nie czuj się zobowiązana. Będziesz w lepszej sytuacji, to pomożesz komuś innemu w potrzebie.

Niech dobro krąży i się mnoży.


Dlaczego i po o o tym ostatnim napisałam? Bo może czyta mnie ktoś, komu się nie zrewanżowalam, chociaż bardzo chciałam.

Nie, nie zapomniałam, a moja wdzięczność nie ustała.

2 komentarze:

  1. Oj, tak, dobro krąży, a karma wraca, choć czasem trzeba dużo cierpliwości. Ja też kocham się w ciuchach i ciuszkach.

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Tobie też co nieco zawdzięczam. W lutym postanowiłam wytrwać bez zaglądania do szmateksów. Zobaczymy, czy i jak się uda.

    OdpowiedzUsuń