czwartek, 25 stycznia 2024

Prawie wczasy

Jestem raczej odosobniona z tym, że... lubię być w szpitalu.
Oddział, na którym regularnie jestem "przymykana", nie należy do szczególnie przygnębiających, nie napatrzę się tu na morze cierpienia, za to znam już po tych wielu razach personel i jestem niczym u siebie w domu. Drastycznych zabiegów też na reumatologii nie ma, a badania tysiąc razy wolę wykonać na miejscu, nie czekając w poczekalniach, nie tłumacząc się w pracy, po co i dlaczego muszę wyjść.
Za to ile czasu dla siebie, na czytanie, wysypianie się do woli i najzwyklejszy odpoczynek od wszystkich obowiązków! Szczerze mówiąc, nie bardzo mi się chciało wracać do domu, poleniuchowałabym tam jeszcze z tydzień.
Może z powodu stanu zdrowia zasoby energii mam ograniczone i codzienność, godzenie pracy zawodowej, domowych obowiązków i własnych zainteresowań bywa dla mnie bardzo męczące.
Powtarzam bezwstydnie, choć nie wszędzie, bo niektórzy jednak lepiej niech tego nie słyszą: praca nie jest mi absolutnie potrzebna do szczęścia i samorealizacji. Najlepiej realizuję się w swoim prywatnym czasie, bez odgórnych, narzuconych granic. Praca jest mi potrzebna wyłącznie do utrzymania się. Gdyby finansowo było mnie na to stać, bez cienia wahania i żalu - z radością! - wybrałabym przebywanie w domu.
Ta hospitalizacja była dla mnie wyjątkowa, dała mi coś, co nazwałam swoimi prywatnymi rekolekcjami. Zupełnie świadomie oddałam się rozmyślaniom na frapujące mnie tematy, medytacji i zaglądaniu w siebie. Wyciągnęłam z tych "seansów" wiele pożytecznych wniosków. Dzięki pewnej internetowej lekturze coś we mnie wprost "kliknęło" - wreszcie pojęłam, co znaczy dostrajać się do energii swojego serca, do swoich "ustawień fabrycznych". Wreszcie to poczułam całą sobą. Jest to bardzo komfortowy i satysfakcjonujący stan. Teraz staram się jak najczęściej łączyć z "fabryczną" energią zamiast wymyślać sobie, że coś mi tam nie wychodzi, czy się nie udaje. To o niebo skuteczniejsze, z tej perspektywy zupełnie inaczej zarządzam swoją siłą i codziennością. Ciekawe, jak się to sprawdzi, gdy wrócę do pracy, bo na razie jestem jeszcze na zwolnieniu lekarskim.
Miałam dzisiaj czas na posprzątanie mieszkania, usmażenie stosu  naleśników, kurs korekty tekstów (wypełniam już test końcowy) i moje ukochane czytanie. To cudowne i z wielką niechęcią myślę, jak skróci się moja doba już od poniedziałku.

Wyniki badań mam dobre, czekam jeszcze tylko na wyniki rezonansu głowy. I kilka tygodni to potrwa.



Lubię ludzi, towarzystwo, dzielenie się myślami i emocjami, szczere i serdeczne rozmowy, ale czas spędzony ze sobą jest mi niezbędny. Ze sobą też kocham być długo, szczerze i serdecznie. Dbam, by sobie takie chwile zapewniać.

7 komentarzy:

  1. Po Twoim opisie to rzeczywiście prawie jak sanatorium..Pewnie wszystko zależy od szpitala , od warunków Zdrówka życzę..Super ,że wyniki dobre.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, poszłam do szpitala z zupełnie dobrym samopoczuciem. Reumatolog, która prowadzi mnie w chorobie, jest ordynatorem reumatologii w naszym szpitalu i od czasu do czasu kieruje mnie tam na badania kontrolne (ważne w mojej chorobie ze względu na podwyższone ryzyko chłoniaków), a ja nie odmawiam, bo i czemu miałabym to robić? Stwierdziłam, że dokumentacja medyczna może się bardzo przydać na przyszłość, bo nigdy nie wiadomo, czy i kiedy choroba da bardziej o sobie znać. W końcu nie młodniejemy.
      Odwzajemniam serdecznie pozdrowienia.

      Usuń
  2. A wiesz Martuś, że ja nigdy w życiu w szpitalu nie leżałam? Mam prawie 50-tkę na karku i oby jak najdłużej ten przybytek nie był mi potrzebny.
    Moja mama bardzo nie lubiła szpitala i był dla niej zawsze ostatecznością - jak mus to mus... Więc chyba rzeczywiście jesteś pierwszą osobą, która chwali sobie "wywczas" szpitalny.
    Dużo zdrowia dla Ciebie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W domu zaczęłoby mnie nosić: to trzeba zrobić, tamto zrobić. Posprzątać, ugotować... Zresztą w domu nikt niczego mi pod nos nie poda. Fajnie było tak na chwilę wszystko odpuścić. Ta reumatologia to rzeczywiście trochę jak wczasy.
      Szpital jako taki, mnie nie przeraża, jedynie jakieś przykre zabiegi czy widok ludzkich nieszczęść, ale tego mi na szczęście los oszczędza.

      Usuń
  3. Dobrze ze jestes zadowolona z pobytów tam..szpitale są różne

    OdpowiedzUsuń