Spanie do dziewiątej, niespieszne śniadanko - co za rozkosz i radość!
Mogłabym dopiero teraz rozpocząć pracę i pracować choćby do wieczora. Teraz mam energię na właściwym i pożądanym poziomie. Etat nas odcina od samych siebie.
No, cóż... całe szczęście, że to nie XIX wiek, gdy ludzie walczyli o skrócenie dnia pracy do ośmiu godzin. Mogłam trafić gorzej, a jeszcze marudzę ;)
Tak czy siak, cieszę się, że jestem u siebie w domu.
Za chwilkę zabiorę się do tej mojej korekty. Jestem wypoczęta, więc mam zapał. A przyznaję - odczuwam spory wysiłek i zmęczenie przy tym zajęciu. Nauka kosztuje nie tylko pieniądze. Jest jednak satysfakcja: coś robię, coś realizuję, coś skończę, "choćby gwoździe z nieba leciały" (Wiktor Zawada: "Leśna szkoła strzelca "Kaktusa"). Wiem, że dam radę, to mocne poczucie. Dam radę, bo chcę.
Waham się mocno, czy wybrać się na koncert zespołu Ponad Chmurami w sąsiednim mieście. Dojazd jest fatalny, znad tego miasta przysłowiowe wrony zawracają, ale uwielbiam wyjazdy, koncerty, nutkę przygody i przełamania codziennej rutyny. Uwielbiam poezję śpiewaną. A z drugiej strony zwyczajny leń mnie ogarnia, bo trzeba by zaraz brać się w garść, organizować sobie dzień, tu zdążyć, tam się nie spóźnić... Jeszcze mnie dziś czeka wizyta u protetyka słuchu i kontrola aparatów ; jak wyjdę z domu koło południa, to nie wrócę do bardzo późnego wieczora.
A tu już dwunasta. Idę w piecu palić... i zastanowię się jeszcze chwilę, co dalej z tym dniem.
Jedź na koncert, nie ma co tracić okazji. Ja pośliznęłam się, upadłam i pękła mi główka kości ramieniowej. 4 tygodnie zwolnienia.
OdpowiedzUsuńI tak siedzę, i kombinuję jakie dobro do mnie z tym przyszło :D
Współczuję, ale być może jakieś dobro w tym jest. Oby. A z koncertu wróciłam bardzo zadowolona.
Usuń