Smętny dzień. Lubię być pozytywna, czytać siebie pogodną i energetyczną - ale smętek to też smak życia.
Lekki smutek mnie ogarnia i gorzka zaduma o D.
Nie chcę tu wywlekać zbyt prywatnych, zwłaszcza nie swoich spraw, ale z D. - choć lody stopniały - miałam wczoraj rozmowę, która mnie zaniepokoiła. Niepokoję się się o jej psychiczne zdrowie - niestety, stwierdzenie to nie jest ironiczne. Czas pokaże, czy moje obawy są słuszne. A może to przejściowa sprawa? Oby!
Na podwórku trwają rozgrywki między Andzią a moją sąsiadką zza ściany. Zdarza mi się wyrazić własne zdanie na ten temat, ale stanowczo dystansuję się do całej tej wojenki.
Póki tej (już nie)nowej sąsiadki nie było, Andzię się jakoś tolerowało, ot czasem ktoś się na nią trochę zdenerwował, czasem sąsiedzi się pozłościli między sobą albo pośmiali z Andzinych dziwactw, ale większych awantur nie było. Odkąd przyszła "nowa" - trafiła kosa na kamień.
Poszłam w końcu po rozum do głowy, bo męczyły mnie te utarczki i drażniły. Po prostu zamykam okno, gdy zaczyna mi przeszkadzać tocząca się pod nim dyskusja lub gdy czuję, że niepotrzebnie przykuwa moja uwagę. Wolę mieć spokój i czas dla siebie.
Na przykład na drzemkę, gdy deszcz kołysze do snu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz