Miałam kolegę.
Powiedzmy, że na imię miał Romek, choć w rzeczywistości inaczej.
Nie był to bliski kolega, ale chodziliśmy przez chwilę do jednej klasy, po maturze pozostał w naszym mieście, gdzie pozostaję i ja. Siłą rzeczy spotykaliśmy się od czasu do czasu.
Nie ze wszystkim nam było po drodze, ale Romek był ciepły, pogodny, miło było uciąć sobie z nim pogawędkę, gdy się przypadkiem znaleźliśmy w tym samym miejscu i czasie.
W liceum miał opinię ostatniego lesera, przynajmniej w naszej pierwszej klasie, po której nas opuścił. Zdecydował się zacząć od nowa, pozostał w naszej szkole, utrzymywał kontakt z pierwszą ze swoich pierwszych klas i jakoś się czuło, że Romek jest "nasz". Zresztą szkolna społeczność, choć spora, to przecież nie metropolia z tysiącami obywateli. Ukończył liceum, już bez spektakularnych perturbacji, maturę zdał - zapewne bez tzw. szału, ale przyzwoicie.
Szalonej kariery Romek w życiu nie zrobił. Coś tam próbował studiować, pracę pomogła mu znaleźć matka, która wystarała się o grupę inwalidzką dla swojego syna, dzięki czemu łatwiej było o zatrudnienie (takie to były czasy, niektórzy mocno sobie owo inwalidztwo naciągali, a pracodawcy chętniej zatrudniali osoby z oficjalnie stwierdzoną niepełnosprawnością, bo to im gwarantowało korzyści finansowe ; Romek miał zresztą widoczny uszczerbek na zdrowiu, ale nie była to duża ułomność). Potem sam sobie znalazł zajęcie jako copywriter, autor tekstów pisanych na zlecenie, i pracował z domu.
Żył sobie tak z renciny i tego, co dorobił swoim pisaniem. Nie miał żony, dziewczyny może tylko jakieś epizodyczne. Z tego co wiem, w domu rodzinnym nie układało mu się najlepiej i to chyba spowodowało, że żył znacznie poniżej swoich możliwości, nie rozwinął potencjału, a miał niemały, o czym się przekonałam, gdy pojawił się Facebook.
Na Facebooku Romek relacjonował swoją pasję - rowerowe wyprawy w okolicę. Pisał z prawdziwą swadą, z dowcipem, niebanalnie. Zauważyłam w tych nielicznych rozmowach na ulicy, że jest oczytany, zorientowany w rejonach czytelniczych, w które ja się nie zapuszczałam. Czegoś od niego mogłam się dowiadywać i uczyć, chociaż mnie pociągają inne "klimaty".
Po śmierci już dowiedziałam się, że pisał "do szuflady". Dzięki jego siostrze miałam okazję przeczytać kilka tekstów - zdecydowanie miał talent.
Romek zginął w wypadku, a raczej po wypadku na swoim rowerze. Potrącił go samochód.
Po pogrzebie przeglądałam jego profil na Fb. Oglądałam zdjęcia z wypraw, czytałam te jego dowcipne opisy i myślałam sobie:
Niczego nadzwyczajnego ten człowiek nie dokonał, żył tak niepozornie - a przecież zostało po nim coś niekwestionowanego, tak niewymagającego, a tak ważnego: ciepłe wspomnienie życzliwości, humoru, inspirujące wpisy i fotografie z wycieczek. Te ostatnie bardzo się nam, znajomym podobały, zachęcaliśmy go, aby "coś z tym robił", ale Romek chyba zupełnie nie wierzył w siebie i właśnie dlatego prowadził tak skromne życie.
Nie odbyliśmy zbyt wielu rozmów, ale zdarzyło mi się zaczerpnąć sporo siły z jego słów, docenić życzliwość. Z zaskoczeniem usłyszałam już po jego śmierci od jego koleżanki, jak dobrze o mnie mówił i jak mnie doceniał. A przecież kontakt z Romkiem miałam bardzo luźny, przypadkowy.
...No, to piszę o Tobie, Romku - ku pamięci. Ku utrwaleniu tej refleksji: nie trzeba być wielkim, by coś znaczyć.
Dziękuję Ci.
Wielkość jest względna. Sławnym można być zresztą z różnych powodów. Z mężem znamy mnóstwo utalentowanych osób, które pewnie nigdy nie będą bardzo sławne ...
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za wpis o Romku, którego nie poznałam.
To nawet o sławę nie chodzi. O Romku wręcz niektórzy mówili, że jest nic niewart,, a ja pozwalam sobie to zakwestionować. Doceniajmy bardziej innych i samych siebie.
Usuńno i uwieczniłaś Romka, wart był tego...
OdpowiedzUsuńNie był żadnym bohaterem, ale uderzyło mnie, jak wiele zostało po nim pozytywnych, ciepłych wspomnień.
UsuńNie trzeba być wielkim, warto żyć w zgodnie z samym sobą i mieć pasję dla siebie. Wierzę, że to Romka uszczęśliwiało. Pięknie o n im napisałaś. Sama też znam takich Romków. Jeden z nich talent muzyczny, wystarczyło, że coś usłyszał, coś mu się zanuciło i grał to na gitarze, pianinie, cudnie grał, nie zależało mu na karierze, na bywaniu, a karierę zrobił ten, co tylko z nut i to po wyćwiczeniu. Pozdrawiam Cię, Marto serdecznie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię również.
UsuńFascynuje mnie, jak niezwykłe światy kryją się w zwykłych ludziach. Lubiłam obserwować, jak np, w programie "Nasz nowy dom" występujące w nim osoby zwierzały się ze swoich marzeń - tak niecodziennych i tak różnych od tego, kim wydawali się ci ludzie na co dzień. Zwyczajni - niezwyczajni.
Doczekał się Romek pięknej laudacji od Ciebie i zasłużenie pozostanie w Twojej pamięci. Tak jak napisałaś, nie trzeba być wielkim, ale zawsze trzeba być sobą i dzielić się z innymi tym co w nas najlepsze. Bo koniec z końców ludzie i tak pamiętają nas za miłość i życzliwość, a nie tylko za karierę, stanowiska, czy bogactwo.
OdpowiedzUsuńMasz rację. Najbardziej się pamięta, jakie emocje w nas budzili, jak się przy nich czuliśmy.
Usuń