Niedobrze się dzieje.
Ostatni popiątek spędzilam z koleżankami w Sanoku. Była to inicjatywa X., która ma żyłkę organizatora. Wszystko załatwiła - nocleg, plan naszej wyprawy, a my - Y, D. i ja jedynie pokryłyśmy koszty całego przedsięwzięcia, oczywiście każda za siebie, nie za X.
Co się okazało? X zaprosiła na wycieczkę swoją siostrę Y. Uprzedziła, że siostra to dziwna, a nawet dziwaczna osoba i żebyśmy się nią zanadto nie przejmowały. Rzeczywiście okazało się, że czasami lepiej nie zbliżać się do niej bez kija, ale obeszło się bez przekraczania granic przyzwoitości.
D natomiast... Z D. moja prawie przyjaźń, a na pewno duża zażyłość przeżywa kryzys już od dawna. Tłamsiłam to w sobie, dusiłam, nie ufałam swoim odczuciom i osądom, usprawiedliwiałam ją. Okazuje się jednak, że na dłuższą metę ja tej kobiety "nie trawię". Drażniła mnie na każdym kroku.
Czy to ona się zmieniła, czy ja? Pewnie obie.
D. paplała bez przerwy, powtarzała się siedemdziesiąt razy na dzień, a jej wypowiedzi nie wnosiły w konwersację kompletnie nic. Raz nie zdzierżyłam i zwróciłam jej uwagę dość podenerwowanym tonem.
Po raz drugi naskoczyłam na nią gwałtownie i tym razem niesprawiedliwie (pomyliłam się, mówiła X, a ja opieprzyłam D.) w restauracji pod gołym niebem.
Wiele się złożyło na moje zachowanie: podenerwowanie i zmęczenie upałem, narastające poirytowanie przez D., moje kłopoty ze słuchem i wytężaniem uwagi. To mnie jednak nie usprawiedliwia. Skłoniło za to do wyciągnięcia wniosków.
Postanowiłam ograniczyć kontakt z D. Za niewłaściwe zachowanie przeprosiłam, ale oznajmiłam, że potrzebuję odpocząć od naszej znajomości, choćby dlatego, że ją krzywdzę.
I - uffff! - jak mi się lekko zrobiło! Jeszcze odrobinę przykro, jeszcze odczuwam tzw. moralny kac, czuję jednak, że podjęłam dobrą decyzję.
Martwię się tylko, że staję się się jakaś aspołeczna...
Nie pierwszy to mój konflikt z osobami, które mnie otaczają. Nie pierwsza nerwowa reakcja. Muszę i ja, jak to ujęła D., uderzyć się w piersi, zastanowić się nad sobą i tym wszystkim, co ostatnio miewa miejsce.
Pomna różnych "psychologizmów" wiem, że mam prawo czuć wszystko i tego nie kwestionować. Niedopuszczalne jest jednak posuwanie się do agresji, choćby tylko słownej, umniejszanie drugiego człowieka i okazywanie mu braku szacunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz