sobota, 28 września 2024

Jesienią, jesienią...

Pojesienniał świat. Cały dzień zbierało się na deszcz, aż w końcu się zebrało - i przelało... Wystukują mi teraz krople na parapecie swoją deszczową piosenkę.

Zmieniałam tapetę bloga na ciepłe dyniowe kolory. Matka-natura w swej mądrości zadbała, by nawet wśród szarugi nie zabrakło barw - a szaruga jeszcze uwydatnia i podkreśla ciepłe żółtości i rudości. Uwielbiam spoglądać taką szarą godziną na blask ognia i dyniowych lampionów.

Najpiękniejsze są lampiony naturalne, ale niestety, nietrwałe. Pozwoliłam sobie zatem za kupno używanych lampek za marne trzy złote. Wprawdzie są typowo halloweenową dekoracją, mają niepotrzebnie, moim zdaniem, domalowane czarną farbą oczy, nosy, usta, raczej też nie hołduję znanej anglosaskiej tradycji - ale co mi tam ; grunt, że dają piękne, kojące światło. Uwiodły mnie, kupiłam i przepędzam nimi jesienną melancholię.

Otóż i one:


Melancholia niejeden ma odcień ; niektóre lubię. Dziś jest mi dobrze, w bliskości ze sobą, w spokoju i rozluźnieniu. Coś niecoś uporządkowałam w domu i udało mi się to zrobić bez niepotrzebnych napięć i nerwów (mój spadek po wychowaniu w rodzinnym domu to silne skojarzenie sprzątania ze stresem). Cokolwiek robiłam, byłam tu i teraz, nie planowałam gorączkowo zadań i prac, a udało mi się całkiem sporo pożytecznych rzeczy zrobić.

Jestem sama w domu, gdyż za pasem kolejny rok akademicki. Mojego syna kuzyn dołączył do szacownego studenckiego grona i będzie mieszkał w mieście wojewódzkim, na ten samej stancji - o nieprzypadku! - gdzie dziewczyna mojego Miśka (czasami tak się do niego zwracam, więc niech to umowne imię pozostanie na blogu). Wybrali się więc całą paczką na tę stancję i syn przed niedzielnym wieczorem nie wróci.
A niech się cieszy młodością i korzysta z jej uroków (byle z głową, ale wydaje mi się - tfu! tfu! - że wychowałam całkiem niegłupie i raczej rozsądne dziecko). Mój syn jako uczeń technikum jest teraz uczniem piątej, maturalnej klasy i ewentualnym studentem stanie się za rok.

Momentami odzywała się we mnie tęsknota za drugim człowiekiem, gdy tak rozmawiałam tylko z kotem, ale były to tylko krótkie błyski. Miałam dziś co robić, nie nudziłam się, spędziłam dzień w przyjaźni ze sobą.

Dobrze mi i ciepło na duszy.

1 komentarz:

  1. To miałaś dobrze przeżyty dzień. Nie szkodzi, że towarzyszyła Ci melancholia. Ja ze swoją chodzę na spacery. I nawet lubię ten łagodny, refleksyjny smuteczek. Uważam, że on porządkuje nam życie, które ze swojej natury jest targi-komiczne. Deszcz mi nie przeszkadza, bo go lubię. Biorę parasol i spaceruję, słuchając deszczowej muzyki. Kiedyś zastanawiałam się, dlaczego tak lubię deszcz i doszłam do wniosku, że może to przez te niewypłakane łzy. Przyjaźni ze sobą uczyłam się długo, ale już potrafię żyć w zgodzie ze sobą. A jak się pojawia w mojej głowie namolny krytyk, który ma mi wszystko za złe, to wiem jak go uciszyć. Widzę, że jesteś na najlepszej drodze, żeby codzienność miała mniej kolców. Gratuluję i życzę Ci dużo łagodnosci tej jesieni. Pomarańczowe światło ma moc rozgrzewanie i otula nią, więc niech moc będzie z Tobą. 🙂

    OdpowiedzUsuń