Mama już ponad 2 tygodnie w szpitalu. To może być jej ostatnia podróż. Nadziei nie wolno porzucać, ale nie mam złudzeń. Choroba jest zaawansowana, zagrożenie nieuchwycone w porę.
Przedziwne jest to, co teraz odczuwam: ból, ale i akceptacja, smutek, ale i wciąż radość, że słońce świeci, a obiad się udał. Może to jakieś obronne mechanizmy psychiki? Ciężej nieraz przeżywałam różne bzdury niż to, co się dzieje obecnie. Odczuwam z tego powodu rodzaj wyrzutów sumienia.
Odczuwam bezsilność... i świadomość, że tak po prostu bywa.
Ale może jednak nie wszystko stracone? Czekamy na wyniki badań. A może coś się da jeszcze zrobić?
Może, ale wiem, że odpowiedź przecząca nie jest wykluczona.
...A odwiedzin nie ma...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz