Świadomie.
Wie.
Nie chcę za wiele o tym pisać na blogu, nie chcę ekshibicjonizmu.
Od początku, od równo miesiąca, gdy powiozłyśmy ją do szpitala, przeczuwałam, że tak będzie. Nie umiałam modlić się o cud, o ratunek. W głowie miałam i mam: "Bądź wola Twoja". I trochę mam wyrzutów sumienia, że nie ma we mnie buntu, rozpaczy. Jest bardzo smutna akceptacja nieuchronności, żal i wielka powaga.
Chciałabym utulić mamę i po prostu przy niej, dla niej być. Bardzo,bardzo być - ze wszystkich sił.
Czuję, że gdy wreszcie przywiozą ją do naszego miasta (wciąż jest w Krakowie, gdzie z powodu pandemii nie można jej odwiedzać), mojemu synowi bardzo przybędzie w domu obowiązków, bo pewnie każdą wolną od pracy chwilę będę spędzać w hospicjum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz