O dziwo, przyszła mi potrzeba pisania..
Wieczór jak wiele innych: w piecu napalone, w domu przytulnie. z grubsza ogarnięty bałagan. Po dniu w pracy (ostatnio bardzo rzadko pracuję w soboty, ale dziś się właśnie zdarzyło) smaczny obiad "układa się" w żołądku. Obok kanapy na taborecie paruje kubek z herbatą.
Tyle lat żyłam w jakiejś paranoi i wewnętrznym terrorze bycia wzorową panią domu, supermatką i wściekałam się ciągle, że wciąż coś muszę, a nienawidzę musieć. Odpuściłam wreszcie i... pojawiła się energia, spokój, lepsze zorganizowanie. A nade wszystko ja sama czuję się lepiej i przestałam tak krytycznie patrzeć na ten mój dom oraz na panią tego domu :)
Tylko smutno...
Jakby nie dość było choroby mamy, koleżanka powiadomiła mnie wczoraj, że odebrała bardzo złe wyniki badań. Ma nowotwór.
Odwiedziłam ją dziś po pracy. Jest dzielna, ale jednak przybita, co mnie wcale nie dziwi. Działa, pomaga jej kilka bliskich osób. Tak bardzo bym chciała, żeby było jak w tych wszystkich dobrze zakończonych historiach.
...A my "jakby nigdy nic, żartujemy, pijemy, w choć przy stole wciąż kogoś ubywa" (Adam Ziemianin)
Niestety, przychodzi taka chwila w życiu, ze kogoś ze znajomych zaczyna nam ubywać. Nasz serdeczny znajomy już drugi miesiąc leży w szpitalu covidowym i też się o niego martwimy.
OdpowiedzUsuńDzisiaj o tym napisałam: czasami nie pozostaje nic innego niż "bądź wola Twoja".
OdpowiedzUsuńKoleżanka ma wyznaczoną operację za niecały miesiąc. Mama już podróżuje w jedną stronę. Znajomych ubyło mi w ciągu kilku ostatnich lat kilkoro.