sobota, 18 czerwca 2022

O zębach, knedlach i Mamie

 Cóż by tu dziś napisać?

Ciepły, długi czerwcowy popiątek (propozycja Danuty Grechuty, a może jej sławnego męża zamiast obco brzmiącego "weekendu"). Powinnam pomykać rowerem przez jakieś pola, łąki, lasy, a wyleguję się na kanapie.

Dopadło mnie zapalenie okostnej. Nawet nie czuję się uprawniona do narzekania. Panicznie boję się dentystów, więc mam za swoje. Sytuacja z wolna się poprawia, ale jeszcze do dobrego samopoczucia sporo brakuje. Zażywam leki przeciwzapalne, stosuję domowe środki i olejek goździkowy.. 

Właśnie niedawno zaaplikowałam sobie środki, więc czuję się lepiej. Korzystając z tego maszeruję za chwilę do kuchni, by zrobić wreszcie obiecane na obiad knedle z truskawkami.

Żałoba po Mamie ewoluuje. Teraz odczuwam protest, bunt, żal. Ale, jak napisała niejaka Ania Bzikowa - co zrobię, jak nic nie zrobię? Nie ma większej bezradności...

Mieliśmy tę łaskę, że zdążyliśmy się pożegnać - Ona i jej wszystkie dzieci. Każde z nas miało sposobność pobyć z nią w hospicjum sam na sam. A jednak czuję niedosyt. Nie zdążyłam zapytać, co czuła odchodząc, czy się bała tej ostatniej drogi.

To nie był czas na długie rozmowy, Mama była bardzo osłabiona. Tak jak po śmierci mojego byłego męża - mam nadzieję, że coś ważnego zostało powiedziane bez słów.

Łóżko było obstawione a to szafką szpitalną, a to stojakiem z kroplówką. Nie mogłam nachylić się i Jej uściskać. Moje ostatnie spotkanie z Nią zakończyłam pogłaskaniem Jej po włosach - brązowych, chyba farbowanych tuż przed przyjęciem do szpitala. Jeszcze była przytomna i kontaktowa. Jeszcze dyrygowała mną, gdzie położyć chusteczkę, Jej telefon, gdzie znajdę świeże skarpetki dla Niej. Jeszcze umyłam Jej nogi tymi nawilżanymi chusteczkami...

Kolejną wizytę wyznaczoną miałam na sobotę, ale nieuważnie wysłuchałam siostry, która mi to przekazała, i przekonana byłam, że spokojnie zdążę najpierw zająć się domem, a potem być z Nią, dopóki mnie nie wyproszą. Okazało się, że pomyliłam godziny, nie wpuszczono mnie, mimo że błagałam. Przeklęta pandemia i obostrzenia.

Na następne odwiedziny, we środę już nie zdążyłam, a szykowałam się jak na wojnę, wzięłam urlop w pracy. Śmierć przyszła we wtorek. Tak żałuję. Ostatni widział Ją mój brat, Jej ukochane dziecko (to się zawsze czuło, choć wszyscy byliśmy ważni).

Przed pogrzebem poszłam do kaplicy popatrzeć na Nią ostatni raz. Spokój na twarzy i brązowe włosy. Nie wiem, dlaczego akurat włosy pamiętam.

Nie lubiła czerni, kazała się pochować w brązowym ubraniu.

Do końca była zorganizowana, uporządkowana, dzielna. Cała Mama, nasz "jenerał".

 

Eeech... Idę te knedle lepić :(


2 komentarze:

  1. To takie ważne, że mogłaś pożegnać się z Mamą. Moja Teściowa odeszła 2 miesiące temu nagle, we śnie, a właściwie drzemki w fotelu przed telewizorem. Cierpienie przeokrutne dla nas. Ja przyjmowałam na siebie też cierpienie moich Synów i Męża... To takie trudne patrzeć na rozpacz najbliższych i samemu trwać w niedowierzaniu... Okrutne jest ostateczne odejście naszych bliskich...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co trudniejsze, Agpelo. Czy to pożegnanie i świadomość, czy też nagłe, okrutne zaskoczenie. Może śmierć Twojej teściowej była lżejsza, może nie cierpiała? Mama była bardzo świadoma - w ogóle była osobą trzeźwo myślącą i wiele spraw miała poukładanych w głowie. Tak czy owak - wyrazy współczucia.

      Usuń