Podjęłam męską decyzję i wyrzuciłam aplikację Facebook z telefonu.
Czemu? Wiadomo!
Sięgnąć po telefon jest ogromnie łatwo. Niewiadomo kiedy staje się to machinalne. Odpoczywam po pracy - a, zajrzę, co tam na Fejsiku piszczy.. Czeka na przeczytanie interesująca książka - no, dobra, tylko na Fejsika sobie zerknę. Nuda w pracy wręcz zabija (no, niestety, taka praca) - to na Fejsik, tylko na "pięć minut"!
Pięć minutek w magiczny sposób zamienia się w pięćdziesiąt! Albo tak "wciągnie" jakaś treść, że zapominam o Bożym świecie, albo jeszcze gorzej: przyłapuję się na bezmyślnym przeglądaniu. To skandal, nie znoszę bezmyślnie spędzać czasu, tracić chwile, które mogłabym wypełnić w bardziej wartościowy sposób. Tymczasem docierało do mnie coraz mocniej, że wpadłam w pułapkę... nałogu? A jeśli nie nałogu, to bezużytecznego nawyku.
Facebook owszem, nieraz mnie inspirował, dostarczał ciekawych informacji, ale zdecydowałam, że przynosi mi więcej szkód niż pożytku. Jest tyle możliwości kontaktowania się ze znajomymi, że na pewno mi ich nie zabraknie, a do interesujących artykułów mogę docierać intencjonalnie, w sposób zamierzony. Na Fb artykuły znajdowały mnie "same", ale oprócz nich docierał do mnie gąszcz istnych internetowych śmieci, pustych, bezużytecznych bzdur, spraw, które nic w moje życie ważnego nie wnoszą. Tego było naprawdę za dużo, to przebodźcowywało, jak to się teraz często mawia.
O, właśnie, otóż to: największym problemem z tym całym Fejsikiem jest NADMIAR!
Wyrzuciłam zatem aplikację z telefonu, zablokowałam sobie możliwość swobodnego zaglądania na komputerze w pracy (bo i na pracy zaczęło się to niekorzystnie odbijać - przyznaję się uczciwie). Konto mam, ale tylko w laptopie. Podłączenie i otwarcie laptopa wymaga jednak trochę więcej zachodu niż chwycenie telefonu, więc aż tak bardzo mnie nie korci, zwłaszcza, że laptop pozbawiony jest baterii (tak jakoś wyszło).
Chcę w swoim życiu więcej czasu spędzać... żyjąc. Chcę wrócić do ukochanego czytania książek, do koncentracji rozbisurmanionego powierzchownością facebookowych treści umysłu. A choćby i do bloga, który dawał mi sporo przyjemności i wytchnienia.
Pragnę spokoju, wyciszenia, relaksu. Pragnę "się poukładać", która to kwestia zaprząta mnie od dłuższego czasu (widać to na blogu bardzo wyraźnie), a której przyczynę coraz wyraźniej dostrzegam właśnie w tym rozbieganiu, rozbisurmanieniu, braku zdyscyplinowania. Pragnę mieć więcej czasu na spacery, basen i rowerowe przejażdżki. Nie wspomnę o obowiązkach i realizowaniu planów.
Trzeba wziąć się za siebie, pani Marto.
Gratuluję decyzji i podziwiam!! Miewam podobnie i też staram się z tym walczyć, bo rzeczywiście to niesamowita strata czasu (plus 2 gierki na telefonie :/). Niestety nie dorosłam jeszcze do decyzji wyrzucenia fejsa z telefonu, ale nie poddaję się i jak na razie coraz częściej wybieram książkę, a nie telefon. Oby tak zostało!
OdpowiedzUsuńOprócz straty czasu obserwowałam u siebie brak skupienia, koncentracji. Żal mi było tych aktywności, które NAPRAWDĘ mnie obchodzą, a nie tylko "zabijają" czas. Zabijania czasu nienawidzę, zbyt cenny jest i zbyt szybko ucieka, by go bezmyślnie trwonić. Wszystko przemawiało za ukróceniem sobie internetowych harców. Mam wciąż konto na Facebooku, ale ograniczyłam sobie do niego dostęp.
OdpowiedzUsuńP.S. Umknęła mi uwaga, że chyba naprawdę nadmiar internetu zaburza funkcjonowanie umysłu. Przecież kiedyś byłam w stanie spędzić nad książką cały dzień. Dziś mi trudno o takie skupienie i pasję. Ciekawe, czy odcięcie Fejsa pomoże.
OdpowiedzUsuń