poniedziałek, 5 sierpnia 2024

Ziarno

Docieranie do siebie, odnajdywanie siebie trwa długo. Tym dłużej, im mocniej się opieramy zmianom i temu, co uważamy za słabość, fanaberię, fantazję, brak rozsądku i logiki. Czasem jednak lepiej odpuścić w pół drogi, gdy ścieżka okaże się nie ta. A ma prawo się okazać.

Trzeba próbować, inaczej się nie da. Nawet za cenę rozpoczętej i rzuconej w kąt roboty. Na przekór porzuconej po pierwszym zapale pasji. Na przekór wyrzutom sumienia, że wykupione materiały leżą bezużytecznie, że nauka języka wciąż w powijakach, a uprawa ogródka po kilku latach zaczęła męczyć.

Trzeba szukać nawet po omacku. Trzeba czasem zabłądzić i niespodziewanie coś odnaleźć.
Trzeba przyzwolenia sobie i zaufania do swych poszukiwań.
Znacznie gorsze jest kurczowe trzymanie się podjętych kiedyś decyzji (choć wmawiano nam, że za wszelką cenę trzeba wytrwać... Nie! to zawsze musi być świadomą decyzją). To nie pozwala nam sięgnąć po nowe, może lepsze.



Czemu o tym piszę? Bo mnie dzisiaj olśniło.
Od dłuższego czasu interesuję się tzw. rozwojem osobistym. Wynikło to z moich wewnętrznych potrzeb, niespełnień, zagubienia ; zaczęłam poszukiwać odpowiedzi na swoje pytania. Powolutku odnajduję.

Mierzi mnie to moje 25 lat w bibliotece, w dziale pozbawionym kontaktu z czytelnikami. Długo, bardzo długo wierzyłam, że tak musi być, ale bunt towarzyszył mi wciąż mniej lub bardziej dotkliwie. Konieczność koncentrowania się na tym monotonnym zajęciu męczy mnie i nudzi, wciąż obmyślam jakieś strategie, żeby nie zwariować, żeby nie ulegać rozkojarzeniu i żeby pracować bez zarzutu. Ale to stanowczo nie jest praca marzeń, chociaż pewne jej aspekty bardzo cenię (oczywiście dostęp do literatury najróżniejszego rodzaju oraz wydarzeń kulturalnych).
Od dosyć dawna fantazjuję, by zajmować się czymś innym. Marzeniem moim jest też praca w elastycznym wymiarze czasowym i w przyjaznym środowisku. Po prostu u siebie w domu! Szukam pomysłu, badam, co lubię, co mnie interesuje, co dodaje energii, a przede wszystkim - co mi dobrze wychodzi.

Od zarania edukacji słyszę, że potrafię się wysławiać, ze mam wyrobiony styl, że czyta się mnie lekko i przyjemnie. Nigdy jednak nie sądziłam, że z mojego niefrasobliwego "blogowania" czy wywnętrzania się od czasu do czasu na Facebooku mogłabym zrobić większy i poważniejszy użytek.
Tymczasem wirtualne koleżanki "od rozwoju" jak jeden mąż zachęcają mnie do pisania, chwalą posty na Fb - posty, których się nawet trochę wstydziłam po opublikowaniu, ale pisałam z rozpierającej mnie potrzeby wyrażenia siebie.

A dziś sobie myślę: czy to jeden autor zaczynał od pisania "do szuflady"? Czy jednego odkryto przez przypadek, bo sam do swojej twórczości nie przywiązywał wagi? A może by pozbierać kiedyś, oszlifować swoje refleksje i spostrzeżenia z codzienności? Nie od razu Kraków zbudowano, ale ośmieliłam się docenić odrobinę.

Hmm... Koleżanki, zasiałyście ziarno!

Hmm... A kto właściwie wymyślił, że praca musi być niewdzięczną harówką i nie można się nią bawić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz