Niezbyt wysoko cenię pracowitość.
Cenię zaangażowanie, staranność i SERCE do tego, co się robi.
Pracowitość to często, a nawet - ośmielę się... - przeważnie kult zap...lu, najprościej rzecz ujmując.
Natomiast rozwijając szerzej zagadnienie - jest to nic innego jak usiłowanie dowartościowania siebie. Chęc podreperowania EGO, zasłużenia na uznanie, podziw, pochwały. Czasem w pracy wręcz wynika z lizusostwa.
Bywa też ucieczką od siebie, zupełną nieumiejętnością zatrzymania się, pobycia ze sobą, własnymi emocjami i myślami.
Jestem pracowita, gdy na czymś bardzo mi zależy. Przyznaję, nie za wiele tego, bo uwielbiam święty spokój i wiecznie jestem zmęczona. Staram się jednak być w porządku wobec naprawdę ważnych obowiązków. Dawać z siebie w stopniu wystarczającym, nienagannym.
A moim marzeniem jest mieć pracę, którą szczerze lubię.
Mieć SERCE do tego, czym się zajmuję.
*W oryginale inaczej to brzmiało, ale nie chcę nadużywać wulgaryzmów. Choć zdarza mi się przeklinać jak najgorszy menel, publicznie tego unikam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz