poniedziałek, 7 lipca 2025

Aaaach!

Uuuufff! Jaki cudowny deszcz pluszcze za oknem! Jak cudownie pochłodniało i zelżało powietrze. Bardzo źle znoszę miejskie upały, rozprażony do niemożliwości beton i asfalt.
Z oddziału do domu przywlokłam się dzisiaj spocona jak nieboskie stworzenie, zmęczona i niechętna do żadnej pracy. Trzeba było jednak znowu podjechać do Mateusza, chociaż tym razem tylko po pieniądze od lokatorów. Chyba na okoliczność tychże wynajmów powinnam poduczyć się języka naszych wschodnich sąsiadów, bo kolega często przyjmuje Ukraińców. W ogóle ich teraz nie brak w Polsce, a co dopiero na naszych przygranicznych, niemal kresowych terenach.

Po powrocie wzięłam chłodny prysznic, po którym poczułam się orzeźwiona, świeża i czysta. Nie chciało mi się jednak zabierać do żadnych domowych prac, chociaż dom ostatnio zaniedbany, domaga się tego. Wolałam jednak powylegiwać się z synem na kanapie, przeglądając w internecie informacje o studiach wyższych. Potem napisał do syna kuzyn i razem gdzieś wyskoczyli samochodem, a ja przez ten czas pozmywałam naczynia, coś tam poukładałam w kuchni i dobrze było tak się krzątać w rozluźnieniu, zrelaksowaniu i bez przymusu. Uważnie przyjrzałam się tej chwili i sobie, gdyż Pati Garg, słuchana wczoraj, uświadamia mi, jak bardzo jesteśmy uwikłani w automatyzmy i myślowe schematy, rzutujące na naszą codzienność. Kiełkuje we mnie przekonanie, że naprawdę nie muszę być zawsze perfekcyjna i na czas. Ważniejsze jest dla mnie to pół godziny bliskości z synem niż jakieś niepomyte gary. A odpoczynek bez wyrzutów sumienia jest szalenie potrzebny - i skuteczny.

Zwalczam swoją skłonność do porównywania się z innymi i przejmowania się, co powiedzą sąsiedzi na mój dość swobodny styl życia. Dawniej było mi wstyd, że mam nieumyte okna, niewyplewiony ogródek itp. a dziś potrafię zauważyć, że taki, a nie inny stan rzeczy ma swoje uzasadnienie: nie mam superkondycji, bywam często zmęczona, interesuje mnie też wiele rzeczy innych niż przejmowanie się domem. Nie zrezygnuję ze spotkania w Kręgu, bo jakieś tam porządki... Bywa więc w moim domu mocno nieporządnie, a ja uczę się pokazywać innym przysłowiowy środkowy palec. Będzie czas, będzie energia, to i porządek będzie.

Na działce za oknem wysiałam rok temu tzw. kwietną łąkę - kilka mieszanek nasion. Niestety, jedna z nich zawierała szałwię muszkatołową. To wysoka, niebiesko kwitnąca roślina, która zdominowała cały mój areał, zagłuszając zupełnie maki i rumiany. Za to przyciąga istne roje pszczół. Tworzy istną dżunglę, co się pewnie nie podoba moim sąsiadkom, ale niech się w pięty pocałują!

W ramach szukania wytchnienia zaordynowałąm sobie film animowany pt.... "Mała księżniczka". Znam tę bajeczkę z dawnych lat, ale jakoś tak przypadkiem trafiłam na nią w internecie i od niechcenia zaczęłam oglądać. Ot przyjemność bez wielkich oczekiwań i Bóg wie jakich ambicji. Bajka jest zresztą zupełnie na poziomie, tyle tylko, że dla dzieci. No, to sobie trochę podziecinnieję na stare lata :)

Tak mi dobrze dzisiaj z tymi wszystkimi zwyczajnościami i drobnostkami.

Aaaach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz