wtorek, 2 września 2025

Więzi i relacje

Moja ulubiona Pati Garg często powtarza, że wszystko dzieje się we właściwym czasie i tempie, więc po prostu warto konsekwentnie robić swoje, nie szczędząc sobie własnego wsparcia i samoopieki.

Naprawdę coś w tym jest!

Zaczęłam jesienią jeździć na spotkania "mojej sekty", gdzie karmię swoją duszę autentycznością i głębią. Wcześniej zapisałam się na Rok Przebudzenia, który wciąż jeszcze trwa, a potem trafiłam na oddział dzienny psychiatryczny. To wszystko się łączy, zazębia, pięknie uzupełnia.

O spotkaniach w sekcie wspomniałam kilka razy na oddziałowej społeczności. Dziś podszedł do mnie ulubiony kolega, z którym chętnie i często rozmawiam. Zaczął mnie podpytywać o te spotkania, zasugerował, że go to bardzo interesuje i chętnie wziąłby w tym udział. Oznajmiłam mu radośnie, że go porwę na najbliższe. Okazało się też, że mamy tam wspólnych znajomych i podobne sprawy nas interesują. Co za radość!

Kolega przyciągnął mnie już jakiś czas temu swoją wrażliwością i właśnie obszarem zainteresowań. Jak w lustrze zobaczyłam w nim siebie. Lubię go bardzo i odnoszę wrażenie, że nie bez wzajemności. Nie roszczę sobie romantycznych oczekiwań, ale budzi moje zainteresowanie i sympatię... a swoją drogą, ma piękne niebieskie oczy 😀 Jest na tzw. poziomie jeśli chodzi o inteligencję, kulturę itd. Więc baaardzo byłoby mi miło pojechać razem do "sekty".

Dziś na grupie terapeutycznej właśnie on poruszył temat samotności, kłopotów z utrzymaniem kontaktów chociażby z oddziału. Rozwinęła się cała rozmowa, okazuje się, że wszyscy mniej lub więcej doświadczają podobnych problemów: obaw przed reakcją drugiej strony, przed oceną, przed odrzuceniem. Wniosek jest najprostszy i zarazem najtrudniejszy: w relacje trzeba włożyć nieco wysiłku, ale też nie wszystko w nich zależy wyłącznie od nas. Tak czy siak, wzięłam te kolegi rozterki za dobrą monetę, bo zachęca mnie to do otwartego wyznania, że chętnie porozmawiam i spotkam się na gruncie pozaszpitalnym. A pożegnanie już niebawem, "odsiadka" X. dobiega końca.

Uderzyło mnie jeszcze jedno: nie tylko kobiety doświadczają takich przykrości, że relacja się nie utrzymała, że kumpel przestał się odzywać. Sądziłam, że mężczyźni tak bardzo tego nie przeżywają, nie przywiązują wagi - a jednak... Oni tylko nie zawsze się do tego przyznają.


P.S. Dziecię od października powiększy grono studentów. Dostał się na ambitny, wymagający kierunek. Kibicuję mu z całego serca, choć i trochę we mnie obaw, czy da radę. Jeszcze więcej - czy ja dam radę utrzymać studenta. W końcu jestem samotną matką, a syn po ojcu nie ma żadnego finansowego wsparcia (brak odpowiednich okresów składkowych w ZUS).
Nic, to. Po prostu zobaczymy, jak się wszystko ułoży i będziemy się martwić, gdy naprawdę będzie czym.
Już tyle razy się bałam, już tyle strachów miało tylko wielkie oczy.