poniedziałek, 4 maja 2020

Pijawki

Miałam ochotę zamieścić dla ilustracji zdjęcie pijawek, ale uznałam stworzenia za zbyt odrażające.
Wśród ludzi też zdarzają się pijawki. Nie zawsze tak paskudne, często skrywane pod całkiem pociągającą powierzchownością i zachowaniem.
Zachowanie jednak wprawne oko demaskuje szybko.
To takie biedne, nieszczęśliwe osóbki. Skrzywdzone przez wszystko i wszystkich...
Okrutna jestem? Długo myślałam, że okrucieństwem i brakiem empatii jest surowa ocena tych osób.
Tak długo, dopóki na własnej skórze nie przekonałam się, że można w życiu wziąć się w garść i stanąć na własnych nogach. Dopóki nie uwierzyłam, że mam wpływ na to i owo.

Już pisałam, że lata bez męża bardziej mnie rozwinęły niż całe dekady wcześniej. Widzę teraz pewne rzeczy wyraźniej, choć pewnie od niedoskonałości nie jestem wolna.

Biedne osóbki wciąż zabiegają o cudzą uwagę i współczucie. Otrzymują wiele gestów wsparcia, ofert pomocy, bo budzą instynkty opiekuńcze.
Z czasem jednak ratownikom opadają ręce, bo żadna forma pomocy nie okazuje się odpowiednia. Bo "złej tanecznicy przeszkadza rąbek u spódnicy". Załatwisz jej pracę - biedactwo jest chore i nie może... Albo znowu się upije i wyleci z roboty... W zależności od bohatera (bohaterki) dramatu przyczyny są różne, ale łączy je jedno - ten okrutny, wrogi świat, ci wredni ludzie, ten paskudny pech. I wcale nie chodzi im o uzyskanie pomocy, ale audytorium dla swoich lamentów.

Dawniej, za młodu, imponowało mi, że jestem potrzebna,  że mogę pomóc. Lubiłam się opiekować i wspierać, dowartościowywało mnie to.
Z biegiem lat dziwnie tej empatii mi ubyło.
Rzecz jasna, mocno ironizuję, nie jestem przecież pozbawiona współczucia i zrozumienia. Wiem, że nie każdemu starcza w życiu siły i woli, ale też widzę, że to przede wszystkim wybór. I że choćbym stanęła na głowie, nie wyręczę innych w uszczęśliwianiu ich.
W ostatnich miesiącach odpadło ode mnie kilka emocjonalnych pijawek. O jednej z nich pozwolę sobie wspomnieć: to K., o której pisywałam na swoim najstarszym blogu (kto wie, ten wie). Wznowiłam tę relację, powodowana między innymi współczuciem. To wartościowa osoba, a jednak po kilku spotkaniach stwierdziłam, że  masochistką nie jestem. K. potrzebowała przede wszystkim areny dla swoich dramatów. Uznałam, że nie zasługuję na to ogromne zmęczenie i poirytowanie, które odczuwałam po każdej jej wizycie. Atakowała mnie ostro, gdy wyraziłam pogląd sprzeczny z jej poglądami. Napisałam jej wreszcie, że rezygnuję z naszej znajomości i żeby przestała się ze mną kontaktować.

I wiecie, nie czuję wyrzutów sumienia, ale ulgę.
Posprzątałam trochę to swoje podwórko i dobrze mi z tym.
Niech sobie pijawki poszukają innego żywiciela.

4 komentarze:

  1. A ja Cię bardzo dobrze rozumiem, mimo iż się nie znamy :). Nawet jeśli taką pijawką jest siostra męża, a może tym bardziej. Ogólnie jestem osobą, która nie umie być niemiła do ludzi, którzy mnie otaczają a nawet osaczają. Ale życie nauczyło odcinać się od toksycznych osób o tyle o ile to możliwe. Niemożliwe jeśli się pracuje z taką osobą w pokoju, ale możliwe nie mieć z nią kontaktów poza pracą. Wolę mieć mniej znajomych a takich, którzy mnie nie męczą. I chyba vice versa :). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja potrafię być niemiła, ale nie jestem z tego dumna, bo wolę być po prostu asertywna i stanowcza - bez nerwów, za to z klasą.

      Usuń
  2. Marto, poczytaj sobie o wampirach energetycznych, a przekonasz się, ile pijawek masz wokół siebie.
    Już od dawna nie lituję się nad ludźmi, bo uważam, że każdy sam da sobie radę w życiu, tylko musi tego chcieć.
    Nie kojarzę jakiejś K., bo często pisywałas o swoich "biednych" koleżankach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiałam się nieraz, dlaczego dziwnie przyciągam takie "biedne" osoby. Czerpałam satysfakcję z pomagania im, ale w miarę doświadczenia coraz bardziej podzielam Twoje stanowisko. Zawsze można sobie poradzić, są sposoby, są też pomocne dłonie, tylko trzeba pomoc przyjąć, a pijawki wolą lamentować i napawać się cudzym współczuciem.

      Usuń