sobota, 11 listopada 2023

Rok Przebudzenia i dobre zmiany.

Trochę głupio mi o tym pisać, ale czuję potrzebę.

A poza tym wstyd to kraść :)

Nie miałam rodziców-potworów, ale jak to ludzie, nie byli wolni od błędów, również wychowując swoje dzieci. Ich też wychowano tak, jak umiano, a nikt 50 czy 100 lat temu nie uczył zwykłych prostych ludzi, jak nie obarczać dzieci traumami, urazami.

Nie po to więc piszę ten post, by oskarżać.

Wymagano ode mnie sporo i egzekwowano to w najprostszy, oczywisty - zdawało się - sposób. Częściej karą niż nagrodą, krytyką niż pochwałą. Bo przecież wykonanie obowiązku jest sprawą oczywistą ; za co tu chwalić? Bo przecież zawsze i w nieskończoność można się poprawiać, doskonalić.

Moja mama - pozwalam sobie to napisać, była DDA, o czym mówiła bardzo, bardzo niewiele i czego mogłam się jedynie z tych półsłówek domyślać. Wiecej dowiedzialam się od cioci, jej siostry, z którą kontakt bardzo mi się po śmierci mamy ocieplił i ożywił. Ciocia wspomina, że mój dziadek dobrze lubił sobie "dziabnąć". Kojarzę teraz wyraźnie pewne zachowania mamy z domem, w jakim wyrosła. Domem, gdzie się ciężko pracowało w polu i gospodarstwie, gdzie żyło się w napięciu, pośpiechu i niepewności.

Ten sam styl mama generowała w domu. Nieraz oberwałam fizycznie za niewywiązanie się z poleceń, za zbyt opieszałą jej zdaniem pracę. Były krzyki, była złość.

Szlag mnie dzisiaj trafia, gdy napotykam pochwałę tego rodzaju "metod wychowawczych", gdy jakaś matka z dumą oznajmia, że jest niższa od syna o głowę, ale ręką do pyska jeszcze mu sięgnie w razie potrzeby (autentyczne słowa). Nie twierdzę, że dzieci należy wyłącznie głaskać po główce, ale jestem głęboko przekonana, że można egzekwować współpracę bez przemocy. Wiem, bo próbowałam, choć oczywiście wymaga to więcej wysiłku i cierpliwości niż przyłożenie po pysku.

Takie tradycyjne metody wychowawcze zaowocowały w mojej dorosłej postawie urazem, z którego długie lata nie zdawałam sobie sprawy. Wyrosłam na notorycznego prokrastynatora (odwlekacza), któremu praca kojarzyła się wysiłkiem, przemocą, wiecznym byciem niewystarczającą. Wycofywałam się przed trudnościami. Nie pomagało wymyślanie sobie od leni i prawienie samej sobie morałów na temat infantylności takiego zachowania. Zmuszałam się, bo mam jakieś poczucie przyzwoitości, ale przymus rodził wieczne zmęczenie. Ileż razy uskarżałam się na nie jeszcze na moim najstarszym blogu!

Doszukiwałam się przyczyn w moich chorobach, bo rzeczywiście przeszłam sporo poważnych perypetii. Starałam się być dla siebie wyrozumiała, ale miotałam się między nadmiernymi wymaganiami a pobłażliwością.

Wiecie, co mi pomogło?

Przypadkiem trafiłam na wspaniałą terapeutkę - Pati Garg. Pełna wahań zdecydowałam się przystąpić do jej Roku Przebudzenia - programu wewnętrznej przemiany dla kobiet, które podobnie jak ja zmagają się z poczuciem, ze są nie takie jak powinny, że ich życie nie wygląda tak, jak powinno, że nie żyją tak, jakby chciały. Zanim podjęłam tę decyzję, śledziłam w internecie publikacje Pati i trafiały mi one głęboko do przekonania - a niełatwo mnie przekonać byle czym.

To takie inne od moich przyzwyczajeń! Okazuje się, że nie muszę być perfekcyjna, że nie muszę się obwiniać, nie muszę się zmuszać. Motywowanie siebie nie ma nic wspólnego z samobiczowaniem. To właśnie pozwalając sobie na odpuszczenie, regenerację, odbudowujemy zapał i energię do realizowania zamiarów. Podstawą dobrego funkcjonowania jest autentyczny, głęboki kontakt z własnym wnętrzem, ciałem, emocjami, świadomość tego, co się czuje, myśli, jak to na nas wpływa.

Jestem już prawie na finiszu Roku Przebudzenia i mam odwagę powiedzieć - udział w nim to najlepsza decyzja w moim życiu!

Nie wiem, kiedy zniknęło mi notoryczne zmęczenie, napięcie, stres. Nie wiem, od jakiego czasu przestałam witać sobotni poranek gorączkowym wyliczaniem, co trzeba zrobić w domu i rozpamiętywaniem, jak mi się cholerrnie nie chce, jak dużo tego jest (wcale  nie tak dużo, to stres miał wielkie oczy!). Dziś stwierdziłam to z jakże pozytywnym zaskoczeniem.

I pomimo że odpuszczam, gdy potrzebuję, dzialam efektywniej niż kiedykolwiek!

Jestem dzisiaj z siebie niesłychanie dumna, bo choć korciło uciec przed trudnościami, chwyciłam byka za rogi i rozwiązałam sporą część końcowego testu z kursu korekty tekstów. Za ten kurs zabrałam się rok temu z hakiem, pragnąc poszerzyć swoje możliwości zawodowe. Z pewnymi działami kursu radziłam sobie bez większych trudności, ale były też prawdziwe wyzwania. Były również przeszkody, bo a to wyjechałam i nie miałam internetu, a to laptop się zepsuł, a to jeszcze milion innych usprawiedliwień dla mojego oporu przed działaniem.

Dzięki Pati nauczyłam się, jak łagodnie lecz zdecydowanie radzić sobie z oporem. Dopiero dzięki niej ; inne przekazy jakoś do mnie nie przemawiały, nie trafiały. I od niedawna doświadczam, jakie to daje poczucie mocy i jaką satysfakcję. I energię - o, tak!


Dodam jeszcze: jeśli czyta moje słowa ktoś, kto w życiu się pogubił, kto zmaga się sam ze sobą - niech się nie waha, by sięgnąć po pomoc. Niech nie słucha, że psycholodzy, terapeuci to zawracanie głowy, że samemu można sobie poradzić, zamiast "wymyślać". Próbowałam sobie radzić przez wiele lat i skutki były kiepskie. Jeden, niezakończony jeszcze, rok z Pati dał mi więcej niż cały ten czas wcześniej.

Można wiele wypracować samodzielnie, ale bez drogowskazów jest to droga po omacku, szukanie na własną rękę wydłuża cały ten proces, a lata lecą, życie płynie i szkoda czasu.

Myślę... gotować też można nauczyć się samodzielnie, ale w szkole gastronomicznej, pod okiem doświadczonych, przygotowanych do nauczania fachowców dowiem się i więcej, i szybciej. Nieprawdaż?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz