sobota, 25 listopada 2023

Sobotnia niespieszność

Leniuchujemy z Mruczusiem.

Napadało śniegu. Uwielbiam to. Zniknęła przygnębiająca burość i czerń, przestrzeń za oknem jest pełna światła. Od razu lepiej na duszy!

Synuś wyjechał był do miasta wojewódzkiego, gdzie studiuje ukochana. Niczym nastolatka cieszę się wolną chatą - tylko impreza inna. Moje świętowanie to niespieszność i czas na ulubione zajęcia. Pita wolno herbata z pomarańczą i goździkami, głaskanie kota, dowolna lektura (dziś Dostojewski, przerwany na kilka dni książką, którą musiałam szybko przeczytać, bo capnęłam bez formalności, jeszcze nie zewidencjonowaną z biblioteki).

Spaliłam pompę do centralnego ogrzewania - zdolna bestia! Na szczęście kupno nowej okazało się nie takim strasznym wydatkiem. Już jest i czeka, aż szwagier będzie miał odrobinę wolnego czasu, by mi ją zainstalować. Nawet jej nie rozpakowałam, ale jeśli jest turkusowoniebieska jak na zdjęciu z Allegro, to jestem uszczęśliwiona. Poprzednia była bordowa - koloru, który lubię w ubiorze, ale w wystroju mieszkań nie cierpię. Niebieska będzie mi pasować do otoczenia - ot, kobiece podejście :)

Wspominałam już kilka razy, że jestem adeptką Roku Przebudzenia. Bardzo sobie cenię wiedzę oraz wglądy w siebie, które dał mi ten kurs. Wiem doskonale, co sobie wiele osób myśli o podobnych rzeczach: zawracanie głowy, wszystko dla się "na chłopski rozum". Otóż nie zawsze. Gdyby to było tak proste, dawno uporałabym się ze wszystkimi swoimi problemami. Aczkolwiek rzeczywiście RP uczy, że to my niepotrzebnie komplikujemy sobie życie, tracimy kontakt ze swoją prawdziwością i prawdą. Ale dlaczego? Bo otoczenie od najmłodszych lat wmawia niektórym, że coś nie tak z nimi, że wymagają naprawy, że tacy, jacy są, nie są mile widziani. Osobę wrażliwszą można tak "załatwić" na całe życie. Osobiście i blisko znam takie przypadki - ludzi bardzo nieszczęśliwych, skrzywdzonych przez los, nie dających sobie pomóc, bezradnych wyuczoną bezradnością.

...Ależ się rozgadałam! A dlaczego? Bo jednym z moich najcenniejszych "samorozwojowych" odkryć jest medytacja. Wychowana w racjonalizmie i zdroworozsądkowości uważałam to za rodzaj szpanu, sztuczny wymysł, dopóki mi ktoś przystępnie i przekonująco nie wyjaśnił znaczenia i mechanizmu tego rodzaju praktyk.

Medytacja pozwala się zatrzymać i uważnie przyjrzeć się sobie. Powoli dopuścić do siebie to, czego nie zauważamy w swoim kulcie racjonalizmu, w codziennym zabieganiu. Dzięki medytacji dociera się do siebie bez pośpiechu, presji, ale konsekwentnie i skutecznie. Ja uwielbiam ten stan wyciszenia i bycia tak blisko siebie.

Do brzegu, Marto!

Dziś w medytacji przyszło do mnie wspomnienie z ostatniej wiosny. Odwiedziłam wtedy koleżankę, właścicielkę psa. Z psem wyszłyśmy na spacer, w miejsce,którego nie spodziewałam się w środku miasta. Na zboczu nasypu kolejowego rosła bujna niekoszona trawa, poniżej rozpościerały się ogródki działkowe, bliżej jakieś zarośla. Z daleka podobno słychać było czasem hodowane przez kogoś gęsi.

To była chwila takiego cudownego spokoju, zrelaksowania i poczucia, że jest tak jak lubię. Może pół godzinki, może godzina, a jaki relaks! Pies brykał gdzieś po krzakach, koleżanka poiła go wodą z takiej zabawnej butelki połączonej z miską dla zwierzaka (z butelki piłyśmy my i na tym polegał cały dowcip urządzenia). Siedziałyśmy wprost na trawie, rozmawiałyśmy o życiu, na które pogląd mamy podobny (w końcu urodzone jesteśmy obie w tym samym grudniowym dniu, tylko rocznik nieco inny) i pamiętam to jako jedną z tych zwyczajnych, a tak szczęśliwych chwil.

Dziś to do mnie przyszło: chcę żyć w takiej zgodzie ze sobą i w takim zrelaksowaniu - a tu ciągle jakieś "muszę", "nie mogę", "nie mam czasu". Już nieraz to przychodziło, ale dziś wyjątkowo wyraźnie. A z tym "widzeniem" drugie: naprawdę, Marto, wiele możesz mieć już, teraz, tutaj. Zmień tylko kategorie myślenia. Nie trać czasu na bzdurne, nic nie dające ci rzeczy, na przypadkowość (nie mylić ze spontanicznością). Codzienne obowiązki też można wykonać w "trybie" zrelaksowania, medytując przy zmywaniu naczyń, śpiewając przy gotowaniu, delektując się błyskiem czystych szklanek i urodą... pompy grzewczej :) 

Proste? Oczywiste? Naiwne? To dlaczego tak wiele wokół znerwicowanych, zniecierpliwionych, zdegustowanych życiem matek, żon, pracownic (zresztą płci obojga, ale piszę z punktu widzenia kobiety, więc jakoś tak odruchowo)?

Dziś się nie spieszę: czytam "Zbrodnię...", a potem  zajmę się zwykłym domowym życiem i nie będę myślała, co przez to tracę, ale zadbam, by było "terapią zajęciową". To wyzwanie, bo przyzwyczajenia, skojarzenia i przekonania mam inne (wredny, znienawidzony kierat).

A teraz - won od internetu, bo za bardzo pochłania i odciąga od tego, co ważne. Kradnie czas na bycie szczęśliwą.

Miłego dnia, drodzy Czytający.


2 komentarze:

  1. Podoba mi się ta niespieszność, jest w niej rodzaj celebrowania chwili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo to lubię - takie smakowanie. Docenianie spektakularnych radości jest tak oczywiste, żadne to wyzwanie czy łaska. Jest ich znacznie mniej niż tych codziennych "smaczków". Jeśli się je poczuje, posmakuje - można być szczęśliwym każdego dnia, tu i teraz, już.

      Usuń