środa, 3 lipca 2019

Popisałki

Ktoś - podejrzewam sąsiada, tego średniego z braci, bo on najwięcej "trąbi" - wyrzucił butelkę po "Soplicy" na moją działkę. Nie mam ochoty się handryczyć, po prostu wyniosę, ale napomknę kiedyś w rozmowie. A na działce koperek zawiązuje pierwsze baldachy, słoneczniki już wysokie, a pietruszka walczy o pierwszeństwo z chwastami.
Wyprowadził się mój mały sąsiad z rodzicami. Szkoda, bo bardzo brzdąca lubiłam. Ale za to ojciec chłopca odstąpił mi swój kawałek ziemi do uprawy. Jesienią skopię wszystko jak Pan Bóg przykazał pod wiosenne siewy. Czekanie z kopaniem na wiosnę okazało się kiepskim pomysłem, bo walka z odrastającym zielskiem to iście syzyfowa praca. Ale grunt, że naskubię sobie dziś koperku do rozkosznych młodych ziemniaczków!
Poza tym odebrałam niedawno telefon od szwagierki z propozycją zabrania mojego syna na kilka dni wakacji. Wyjeżdża z rodziną na Węgry, do słynnego kompleksu basenów Hajduszoboszlo. Cieszę się ogromnie, że syn, który lubi być programowo przekorny, tym razem na wyjazd przystał. Cieszę się na kilka dni bez macierzyńskich obowiązków, choć kocham swoje dziecko najbardziej na świecie. Cieszę się, że spędzi trochę czasu radośnie, beztrosko i niecodziennie. Pytanie tylko, gdzie "zapchałam" jego tymczasowy dowód osobisty, który wyrabiał mu jeszcze tata. Czekają mnie intensywne poszukiwania.
Na dworze niesamowite upały, przed którymi ratuję się wskakując pod prysznic po powrocie z pracy. Radośnie eksploatuję letnie bluzki i sukienki, które wreszcie wróciły z garażu na należne im miejsce w szafie. Kłopoty z wybroczynami na nogach powodują, że chodzę prawie wyłącznie w długich sukienkach, spódnicach i spodniach, ale te pierwsze lubiłam zawsze. Według niektórych długa sukienka jest znacznie bardziej seksowna od mini, bo ta jest zbyt oczywista. No, to sobie jestem sexi inaczej :)
Jakaś gnuśność mnie ostatnio opanowuje. Nie chce mi się myśleć nad letnim wypoczynkiem, organizować czasu, wymyślać zajęć. Najlepiej mi na krześle przed domem albo w domu na kanapie, z książką w ręku bądź przed komputerem. Czy to się jeszcze zmieni? Przygnębienie mi ostatnio nie dokucza, ale zmęczenie owszem, bez przerwy. Coś mi się wydaje, że trzeba żyć pomimo niego.
Dlatego też przystałam na propozycję Sąsiadki, by razem wybrać się na organizowaną przez nasze miejskie muzeum cotygodniową projekcję przedwojennych filmów. Dzisiaj "Straszny dwór" na podstawie opery Moniuszki. Film obejrzymy pod gołym niebem.

2 komentarze:

  1. Witaj Marto ;)
    Stanowczo popieram kopanie ogrodu jesienią, ja też raz czekałam do wiosny (splot głupich przypadków) i to był duży błąd. U nas (Żuławy) od dwóch dni ochłodzenie i miłe 22 stopnie, całe szczęście, bo można było się roztopić!
    pozdrawiam Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas też troszkę chłodniej nareszcie. Z działki żartuję, że w tym roku to poligon doświadczalny. Ale grunt, że miałam dziś swój koperek do obiadu :)

    OdpowiedzUsuń