sobota, 15 sierpnia 2020

Chłopina-poczciwina

Ubrałam się ci ja w moją szmizjerkę-tunikę, do niej wąskie dżinsy i tak wystrojona udałam się do miasta w różnych ważnych sprawach.
Idąc ulicą zamyślona rozpoznałam znajomego dopiero, gdy już się minęliśmy. Odwróciłam głowę i wykrzyknęłam ze śmiechem: "No, cześć!", a potem poszłam dalej.
A potem przyszła do mnie wiadomość na Messenger w telefonie:\
- Co ty, Dorotka, ludzi nie poznajesz?
- Chyba Ty nie poznajesz, nie jestem Dorotka, tylko Marta.
- Sorry, to telefon jakieś bzdury pisze.
Po czym nastąpiła typowa gadka-szmatka o tym, co u kogo słychać. Trochę opowiedziałam o sprawie nr 1 ostatnio czyli o szwankującym zdrowiu. Kolega odwzajemnił się opowieścią o kłopotach z sercem.
- Jejku, a wyglądasz jak okaz zdrowia - skomentowałam.
Zgodziliśmy się, że pozory mylą, po czym kolega napisał tak:
- Ale ty, Martusia też jesteś świetna laseczka. Nieraz na ulicy miałem ochotę cię za nóżkę złapać.
- No, no! Pilnuj swojej kobitki - ja na to żartem.
I wtedy dowiedziałam się, że kobitka to nie problem, że czasem trzeba skoczyć w bok i prawie każdy tak robi.
- A ty nie miałaś czasem ochoty zaszaleć z żonatym? - padło pytanie.
- Nie. Podobają mi się różni faceci, tego kwiatu pół światu. Ale nie muszę zaraz z nimi kombinować. No, ale pożartować zawsze można.
I tu puenta kolegi:
- Ja nie żartuję.

Zakończyliśmy wreszcie rozmowę. Nie zbulwersowała mnie, wiem, co się dzieje wśród ludzi, ale został jakiś niesmak.
Nie jestem świętoszką, nie spuszczam powiek rumieniąc się przy byle dowcipie, konwenanse obchodzą mnie średnio. Ale znajomy (właściwie mniej niż kolega, ot znamy się z dawnego sąsiedztwa), który, choć wiedziałam, że to nieskomplikowany chłopina, wydawał się poczciwy, stracił w moich oczach sporo.


Czasami odnoszę wrażenie, że wartości które zawsze uważałam za oczywiste, bezdyskusyjne, czynią mnie "osobliwością przyrodniczą".

7 komentarzy:

  1. Każdy po swojemu kombinuje ;) Mój maż zna jakiegoś pana, który mówił do żony: czy jesteś w domu wieczorem, czy cię nie ma, sex musi być. I ten pan, który się przecież nie kryje, ma już czwartą żonę. Ta może już z domu nie wychodzi wieczorem ;)
    W sumie, kolega też był uczciwy, a jego żona z pewnością wie, może też kogoś ma?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam w poście wspomnieć, że zdaniem kolegi, stała "kobitka" o niczym wiedzieć nie powinna.
      Jeśli takowe skoki dzieją się za zgodą wszystkich zainteresowanych, to niech sobie zainteresowani kombinują jak chcą. Nie godzę się jednak na to, że niby szuka taki stałej partnerki, ale gdy już upoluje, przestaje mu ona wystarczać.
      Kolega kiedyś miał na mnie chrapkę, ale na szczęście chrapki nie odwzajemniałam, nie jest w moim typie.

      Usuń
    2. A bo masz nosa na takich ;) to mu się nie udało. Ale ja uważam, że raczej żony wiedzą, tylko wypierają. Po iluś tam latach razem, tak się zgrywasz, że sygnały stają się czytelne. Ale co zrobisz, lekcje muszą się odbyć. Samaś napisała o swoim byłym: mea culpa ;) Co nie znaczy, że popieram oszustwo, tylko wiesz, ludzie są rożni.
      Jest taka fajna książka Kasi Miller: Kup kochance męża kwiaty. Rewelacyjna ;) Poszerzyła mi horyzonty.

      Usuń
    3. Kasię Miller uwielbiam, to mądra i "życiowa" kobieta. Znana jest mi ta książka o zdradach i rzeczywiście poszerza perspektywę.
      A kolega, gdy okazywał mi zainteresowanie, był jeszcze sam, po rozwodzie, ale szukał. Nie był w moim typie, bo mnie - z całym szacunkiem - prosty chłopina, który nie widzi niczego niestosownego w używaniu "k...a" zamiast przecinka już na pierwszej randce, nie wystarczy, choćby miał złote serce. Te "przecinki", chociaż i ja potrafię całkiem soczyście bluzgać, z miejsca go zdyskwalifikowały. Soczysty bluzg ma urok, ale używany adekwatnie.

      Usuń
  2. P.S. Mężowi kiedyś powiedziałam, że jeżeli strzeli mu do głowy jakiś skok w bok (czego się raczej nie obawiałam,bo to ni ten typ był), to ja o niczym nie chcę wiedzieć. Bo jeśli się dowiem nie ręczę za siebie. Nie jest dla mnie związek aż takim niedoścignionym dobrem, bym walczyła o niego za wszelką ceną. Może nie dana mi była wielka i prawdziwa miłość, ale przede wszystkim wartość uczucia widzę w dobrowolności.

    OdpowiedzUsuń
  3. P.S. 2 Błędy się wkradły w moje komentarze, ale nie mam już cierpliwości, by kasować i pisać od nowa, a edytować komentarzy albo się nie da, albo nie umiem.
    Łaski się dopraszam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy związek polegający na dobrowolności jest idealny, bez względu na to ile trwa ;)
      Nie jestem gestapo ortograficzno-stylowym, sama popełniam błędy ;) Luz ;)

      Usuń