czwartek, 28 grudnia 2023

Jak dobrze!

Już dobrze.
Opadły niepotrzebne i nadmierne emocje. Wróciła duchowa i emocjonalna równowaga.
Już dobrze.

Co roku w święta lapię przedziwny nastrój, okropne podenerwowanie, zniechęcenie, opór. W tym roku z taką mocą, jak chyba nigdy... bo właśnie w tym roku postanowiłam zakwestionować swoje wewnętrzne schematy, przymusy, stresory.

Że powinnam być idealna, perfekcyjna, pracowita i efektywna... a wcale (!!!) nie mam na to ochoty.
W tym roku odpuściłam, zakwestionowałam, stare schematy bardzo protestowały, krzyczały, umęczyły mnie solidnie, ale... widocznie Nowe czuje, że wolno mu się odezwać, zaprostestować, upomnieć się o swoje.

Dziś denerwowalam się  zapowiedzianą wizytą rodziny mojego b. męża z okazji osiemnastych urodzin Syna. Nie bardzo mialam pomysł, jak to zorganizować, czym poczęstować itp. Syn kategorycznie oznajmił, że nie ma ochoty na oficjałki, ja też za nimi nie przepadam i szanuję jego wolę. Nie będzie hucznego przyjęcia, bo ani nie mamy na nie ochoty, ani groszem  na takie atrakcje nie śmierdzę. Żaden też ze mnie organizator. Wolę pieniądze zainwestować w prezent dla syna, a prezentem będzie przelew na subkonto, by syn sobie dowolnie nim zadysponowal (Młody jest rozsądny, wiem, że nie wyda na bzdury). Zadecydowałam, że zaszaleję w tę wyjątkową rocznicę i ostatnie 500 plus będzie do jego dyspozycji.

Ale do rzeczy!

Kupiłam ostatecznie jakieś przyjemne wizualnie ciasteczka, aby okazać gościom wdzięczność i nie wyjść na całkowitego lenia i sknerę. Szwagierka zapewniała zresztą, że wystarczy im tylko kawa, i nie sądzę, by mówiła to jedynie z uprzejmości ; po świętach już nie bardzo chce się patrzeć na jedzenie :)

Ciasteczek nikt nie tknął, bo pierwszy wjechał na stół torcik od Babci. Zjedliśmy po kawałku i to nam zupełnie wystarczyło. Zrobiłam kawę, herbatę.... i fajnie było!

To było naprawdę - z czystym sumieniem to stwierdzam - przemiłe spotkanie. Na marginesie: sporo zrobił fakt, że aparaty słuchowe ułatwiły mi komunikację i nadążanie za rozmowami i tym, co się działo wokół mnie.

Poza tym - z miłych ostatnich nowin - wykupiliśmy z Synem Netflixa, bo zachęciła mnie Siostra bardzo pochlebną opinią na temat nowego filmu "Znachor". Netflix wiele nie kosztuje, a radość z dostępu do kinematografii i seriali - niemała!

Średnio mi się ten nowy "Znachor" podobał, może jedynie muzyczne folklorystyczne wstawki. Gra aktotrów była o.k. ogólna akcja nie najgorsza, ale drażniło mnie, że reżyser filmu z ogromną dowolnością potraktował literacki pierwowzór. To całkiem nowa historia w stosunku do powieści Dołęgi-Mostowicza. Ale oglądało się nieźle.

Wczoraj obejrzałam "Nędzników". Uchodzę za oczytaną osobę, a jednak tego sztandarowego dzieła V. Hugo jakoś do tej pory nie poznałam - jedynie we fragmentach. Jakąś starszą adaptację filmową obejrzałam jako bardzo jeszcze młode dziewczę i za wiele nie paniętam. Natomiast wczorajszy film - coś wspaniałego! Wielka historia, wielki bohater. Chapeaux bas, messieurs!

Wypełnia mnie teraz radość, ciepło, spokój i wdzięczność. Mam wrażenie, że dokonał się jakiś ważny krok w przełamywaniu starych schematów.

4 komentarze:

  1. Dobrze się dzieje, że przełamujesz własne schematy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Diabelnie trudne, ale możliwe. Podstawa to zobaczyć je i nie uciekać od prawdy.

      Usuń
  2. Ja do nowego "Znachora" podchodziłam jak do jeża, bo bałam się rozczarowania po "starym". Niepotrzebnie. Uważam, że zagrany świetnie. Osobiście bardzo mi się podobał, mimo, że nie przystawał do pierwowzoru. Po prostu jest inny, ale równie dobry.
    Ostatnio więcej oglądam niż czytam, ale mam takie fazy. Netflix się u nas sprawdza już od kilku lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie rzecz biorąc, nie jest to zły film.

      Usuń